Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No to idę po wóz — zerwał się Irwing.
Wszyscy wstali, nagle ożywieni, szukając swoich palt i parasoli. Fred zajechał. Żegnali się z Kate, obiecując szybki powrót. Przebiegli po jednemu do otwartych drzwiczek auta, brnąc w wodzie po kostki. W świetle reflektorów, zalane deszczem ulice wyglądały martwo i ponuro.
Kate wzdrygnęła się i poszła do swego pokoju. Było tu cicho, jasno i ciepło. Po raz pierwszy napalono w piecu i przechodząc obok niego czuło się falę nagrzanego powietrza. Tutaj plusk wody za zasłoniętymi oknami dawał wrażenie miłe, wrażenie bezpieczeństwa i niezależności od złych sił przyrody, czy ludzi. Pojąć nie mogła tych panów, którym się chciało iść w taką noc, którzy z jakąś niezrozumianą dla niej gorączkowością spieszyli do nieciekawej i podłej oczywiście restauracji. Po raz pierwszy od dnia ślubu była sama, lecz nie uczuwała z tego powodu przykrości. Przeciwnie. Znajdowała w tym pewien urok. Sprawdziła, że w pokoju Goga jest wszystko w porządku przygotowane na noc, potem rozebrała się, wzięła prysznic i położyła się do łóżka. Usnęła prawie natychmiast po zgaszeniu światła.
Obudził ją głośny hałas wywróconego krzesła. Odruchowo wyciągnęła w ciemności rękę i przekręciła kontakt elektryczny. W świetle lampy zobaczyła Goga. Stał na środku pokoju w kapeluszu i w nieprzemakalnym płaszczu, ociekając wodą, w ręku trzymał przemokniętą bombonierkę, oczy miał szklane i uśmiechał się niewyraźnie.
Spojrzała na zegarek. Było kilka minut po drugiej.
— Już druga, na miły Bóg, coście tam przez pięć godzin robili? — powiedziała zdumiona.
— Królowo moja! Taka śliczna, tak zaspana — rozczulił się. — Patrz, przyniosłem ci czekoladki.
Pochylił się nad nią, obryzgując jej twarz, włosy i ręce deszczem kropel z kapelusza, i zaczął ją całować. Nieznośny zapach alkoholu uderzył w jej nozdrza. Starała się jak najdłużej wstrzymać oddech, potem lekko lecz stanowczo odsunęła Goga od siebie.
— Królowo moja, szczęście moje — bełkotał.
— Mógłbyś przed tym zdjąć płaszcz i kapelusz. Jestem cała