Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do wiadomości. Rozchmurzył się, ale milczał uparcie, narażając się na częste przycinki Tukałły. On jeden był w swoim sosie. Polaski odzywał się rzadko. Gogo zaś nie umiał ukryć swego niezadowolenia z przegranej. Uważał siebie za wybitnego bridge‘ystę i irytowało go to, że został pobity przez znacznie słabszych partnerów.
Przy końcu kolacji Tukałło zauważył:
— Założę się o trzy pierniki przeciw staremu sznurowadłu do butów, że i Fred i Adam myślą teraz o tym samym.
Irwing nieznacznie wzruszył ramionami. Polaski zaś zaśmiał się:
— Jeżeli tak, to i ty myślisz o „Lutni“.
— Podziwiam twoją przenikliwość i sądzę, że do licha i w tej podłej dziurze musi być przecież jakaś knajpa, której nie zdążył deszcz zmyć z powierzchni ziemi... I gdyby pan baron był łaskaw wyprowadzić swój samojazd z garażu a szanowna pani, zgodziła się na ten projekt, sądzę, że doznalibyśmy poważnej ulgi.
Irwing ożywił się. Polaski chrząknął i odstawił szklankę piwa, którą podnosił do ust, a Gogo powiedział:
— Wie pan, że to wcale niezły pomysł. Wcale niezły, nieprawdaż Kate?
— Ależ proszę cię — odpowiedziała szczerze. — Nic nie mam przeciw temu. Obawiam się tylko, że nie będziecie się i tam dobrze bawili. W restauracji będzie na pewno pusto.
— Jakto, chcesz zostać w domu? — zdziwił się Gogo.
— Nie odmówi nam pani chyba swego towarzystwa? — zapytał Polaski.
— Zostanę — odpowiedziała. — Nie lubię atmosfery restauracyjnej, nie piję.
— W takim razie zostanę z panią — oświadczył Polaski.
— O, dziękuję panu, ale to nie ma celu. Czuję się trochę zmęczona i zaraz położę się do łóżka. Mnie taka pogoda usposabia do snu.
— Może nie chcesz bym jechał? — półgłosem zapytał Gogo.
— Ależ prosz cię — odpowiedziała szczerze. — Nic nie mam przeciw temu.