Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie wierzyła. Wyrok przyjęła zupełnie spokojnie, bo nie mogła uwierzyć. Czekała cudu, czekała tak, jak się czeka czegoś nieuniknionego.
Późnym wieczorem przyszedł Szczedroń. Przyszedł nieproszony. Sam dowiedział się na mieście i przyszedł. Burkliwie przywitał się z Anną, zamienił dwa zdania z Władkiem, postał kilka minut przy łóżku i powiedział:
— Wezmę próbkę krwi.
— Poco? — zapytał Władek.
— Przytrzymaj jej rękę — odmruknął Szczedroń.
Anna siedziała nieruchomo na twardym białym stołku i widziała, jak w paluszku Lituni zanurza się ostrze igły. Szprycka do połowy napełniała się gęstą czerwoną cieczą. Szczedroń wyjął z kieszeni buteleczkę i przelał do niej krew, poczem rozejrzał się niezdecydowanie, powiedział, że dzisiaj jest mróz, że dawno nie ma człowiek czasu ogolić się i wyszedł. W dwie godziny potem zatelefonował. Zapytał Annę, jak dziecko z żołądkiem, jaką ma normalnie temperaturę, czy chorowało kiedy na zapalenie płuc, a na zakończenie zapytał:
— Chcę spróbować pewnego środka. Ale to eksperyment i w dodatku pierwszy, czy chce pani?
— Nie wiem, skądże ja mogę wiedzieć — zatrzęsła się Anna.
— Rzecz jest niebezpieczna. O tem uprzedzam. Mała może umrzeć, albo popaść w ciężką chorobę krwi i nie odzyskać wzroku. Uprzedzam. Ale mam powody przypuszczać, że tak nie będzie. Mojem zdaniem jest więcej szans na skuteczność zabiegu. Jeżeli eksperyment uda się, dziecko wyzdrowieje bardzo szybko. Zatem proszę zdecydować się.
Anna nie mogła na to się zdobyć. Żądanie od niej

317