Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pana Mereżki. Kostrzewa chciał replikować, lecz ku radości Anny nie umiał widocznie znaleźć argumentu.
— Splantowała go szanowna pani — tubalnie śmiał się generał — splantowała do reszty. Co prawda, to prawda. Już tam my na kobiety lubimy wygadywać, ale w gruncie rzeczy bez kobiet, che... che... che... trudno i nudno byłoby na świecie.
— No, generałowi to już chyba nie robi różnicy? — zjadliwie odciął się Kostrzewa.
Na ten raz jednak dyskusja została urwana i Anna z westchnieniem ulgi wstała od stołu.
— Zaczekaj na mnie przy ganku — powiedziała cicho Marjanowi.
— Dobrze, kochanie.
Zanim jednak zajrzała do Lituni i wróciła, zastała Marjana rozmawiającego z prałatem. Ku jej zniechęceniu rozmawiali jeszcze o owej babie i jej mężu.
— Jeszcze panowie znajdują w tem temat? — zapytała z akcentem zdziwienia.
— Dlaczegóżby nie? — jowialnie uśmiechnął się ksiądz.
— No, bo zdaje mi się, że cokolwiekbyście wymyślili, wszystko da się zmieścić w tem, co słusznie podniosła pani Budniewiczowa.
— Słusznie? Hm...
— Ksiądz prałat jest innego zdania?
— Muszę być innego zdania, droga pani.
— Oczywiście. Ksiądz prałat poczuwa się do męskiej solidarności.
— Nie dlatego — potrząsnął głową — ale, widzi droga pani, jestem już stary i nietylko z racji swego powołania, czy zawodu musiałem interesować się sprawami ludzkiemi, lecz i z osobistej ciekawości. I otóż to, co powiedziała pani Budniewiczowa wygląda efektownie, przyznaję, ale jeżeli chodzi o prawdę, wartoby

297