Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przebaczysz mi kiedyś, a właśnie Litunia skłoni cię do powrotu i do przebaczenia.
Gdybyż miał czelność spojrzeć teraz w oczy Anny! Zrozumiałby, że taka pogarda i taki wstręt nie mogą przeminąć.
— Czy zależy ci na pieniądzach, które zarabiam? — zapytała.
Wstał, a raczej poderwał się z miejsca. Jego twarz skurczyła się jakimś dzikim grymasem. Zdawał się dławić. Posiniałe usta z trudem łapały oddech. Anna nigdy go takim nie widziała i odczuła zwyczajny fizyczny strach. On jednak zwolna się uspokajał. Stał z bezradnie opuszczonemi rękami, przełknął kilka razy ślinę jakby chciał coś powiedzieć, lecz widocznie nie mógł. Wkońcu uśmiechnął się i wyszedł.
A po godzinie służąca przyniosła list:
„Zabierz Litunię. Zabrałaś mi siebie, weź i ją. Ale wiedz, że nawet człowiek brudny i nieszczęśliwy może kochać. Kocham Cię i niech Ci Bóg przebaczy“.
Anna nieprzytomnie czytała raz po raz te niedorzeczne, rozpaczliwe, kabotyńskie, bolesne słowa. Nie umiała w sobie znaleźć zrozumienia ich, ani sensu, ani prawdy. Jakże dręczące było nie wiedzieć, co się czuje! Ogarniały ją litość i gniew, i obrzydzenie, i żałość, splątały się poczuciem krzywdy własnej i krzywdy dziecka i słabości człowieka wobec losu i głupiego współczucia.
„...niech ci Bóg przebaczy“ — oczy Anny zatrzymały się na tym bezczelnym, patetycznym frazesie.
Jej, to właśnie jej, ma Bóg przebaczyć podłość jego i jego miedziane czoło!
Oburzenie wzięło w niej górę. Gorączkowo zabrała się do pakowania. Nie miała sił, by zmusić się do rozmowy z teściem. Napisała dość naprędce list pożegnalny. Zapłaciła bonie zaległą pensję i pojechała z Litunią na dworzec.

290