Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go za jakiegoś konkurenta do mojej ręki. Trudno, urodziłam się w czasach, kiedy hipokryzję wykreślono z życia i kiedy nareszcie zapanowała prostota i otwarte stawianie spraw.
— Nie sądzę, drogie dziecko — powoli odpowiedziała pani Kostanecka — by prostota i otwarte stawianie spraw były czemś godnem podziwu.
— Ładnych rzeczy mama mnie uczy. Zatem mam być hipokrytką?
— Prostota w tych formach, w jakich obserwuję ją dzisiaj, jest raczej prostactwem — ciągnęła pani Kostanecka — a otwartość raczej brutalnością i brakiem wychowania.
— Więc mam udawać, że wierzę w bociany, rumienić się przy słowie „łóżko“ i z chłopcami rozmawiać o kwiatkach i ptaszkach?
Pani Kostanecka odłożyła zeszyt z rachunkami i spojrzała Bubie w oczy:
— Odpowiem ci pytaniem: czy kierując się temi zapatrywaniami, gdy uczujesz potrzebę naturalną, a zapytają cię w salonie dokąd idziesz, oświadczysz...
— Powiem, że idę umyć ręce. To i tak wszyscy rozumieją.
— Więc pocóż ta hipokryzja? Wszyscy rozumieją i wszyscy się okłamują?... Dziecko drogie, pomyśl, że i tamte inne rzeczy dawniej ludzie równie dobrze rozumieli. I to, co nazywasz obłudą, hipokryzją, oszukiwaniem się, było jedynie pewnym poziomem kultury towarzyskiej i kultury wogóle. Nazywanie rzeczy po imieniu nie jest prostotą. Są rzeczy brzydkie, niemiłe, lub wulgarne i bynajmniej nie zapominamy o ich istnieniu przez to, że o nich nie mówimy...
— Ale zato robimy je.
— To prawda. Brudzimy też bieliznę, ale nie po-

260