Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy miałaś jakąś przykrość? — łagodnie zapytała pani Kostanecka.
— Ależ, broń Boże, mamo. Przeciwnie. Spędziłam czas bardzo miło. Poznałam tylu ciekawych ludzi... Same głośne nazwiska. Czułam się tam taką głupią gąską...
— Gdzie tam? — odezwał się pan Kostanecki.
— W Kolchidzie! — z dumą odpowiedziała Buba.
— Gdzie, kuchassju?
Pani Kostanecka wyjaśniła, że Kolchidą nazywa się rodzaj klubu grupy literatów. Pan Kostanecki odpowiednią miną wyraził podziw:
— A któż cię tam, kuchassju, wprowadził?
— Sama Wanda Szczedroniowa.
— Któż to ta dama?
— Tatusiu! Jak można nie wiedzieć! — oburzyła się Buba. — To znakomita pisarka!...
— Ja ojcu powiem — przerwał Ryszard. — Cała ta Kolchida, to żydy i masony, a wogóle bolszewiki. I doprawdy, dziwię się, że mama pozwala Bubie z nimi przestawać. Jeżeli dojdzie to do mojej korporacji, zobaczysz Buba, na balu korporacyjnym będziesz podpierała ściany. Żaden z tobą nie zatańczy. Żaden, a ja będę miał tylko wstyd, że moja siostra afiszuje się w publicznych lokalach z takimi ludźmi!
Buba poczerwieniała i odpowiedziała najbardziej pogardliwym tonem, na jaki umiała się zdobyć:
— Wogóle na wasz bal nie pójdę. Czy tobie naprawdę zdaje się, że mi coś zależy na powodzeniu u jakichśtam bubków i gołowąsów? Jesteś paradny!
— Najlepsza i najprzyzwoitsza młodzież, chłopcy z najlepszych domów — zirytował się Ryszard — cała arystokracja, a ty...
— Kpię sobie z arystokracji!
— Naturalnie! Wolisz różne podejrzane typy i jakieś panie Szczedroniowe! Wie tatuś, kto jest ta pani

222