Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

więc już nie żyje... A jednak czuje każdy dotyk i każdy sprawia jej taką przyjemność...
Teraz niesiono ją bardzo wysoko w górę, czy też bardzo głęboko wdół, ułożono na miękkich poduszkach, wstrząsanych czemś łagodnie... Karawan — przeniknęło jej przez myśl — wiozą mnie na Powązki... Próbowała otworzyć oczy, lecz powieki stały się nieprawdopodobnie ciężkie.
I znowu wzięto ją na ręce, tak miło i ostrożnie... Rozbierano ją, wyraźnie czuła jak odpinano pasek od podwiązek, jak ściągano pończochy... I nagle otoczyło ją takie przemiłe ciepło i usłyszała bardzo odległy plusk wody... Ach tak, myto ją... na skórze uczuwała dotyk szybko poruszających się rąk, a w nozdrzach zapach mydła...
Ułożono ją znowu w czemś gładkiem i miękkiem, otworzono jakimś twardym przedmiotem usta i wlano cierpki płyn o ostrym zapachu... Czuła, jak gorącą smugą spływał jej do żołądka, lecz, jakby po wierzchu, po skórze, i straciła przytomność.


ROZDZIAŁ 25

Borys Załkind niespokojnym krokiem chodził wzdłuż kamienicy przy alei Szucha i niecierpliwie spoglądał na zegarek.
Umówił się z kapitanem, że, jeżeli ten do godziny dziewiątej nie wróci, będzie to oznaczać, że nie udało mu się wydobyć kontraktu od Fajersonów, że, albo nic nie przedsięwziął i sprawa jest beznadziejna, albo, co tembardziej, nie daj Boże, te łajdaki zastrzeliły go gdzie pocichu. Oczywiście, pocichu, bo gdyby się rozniosło, agent Załkinda w Białowieży jużby telegrafował.
Było już dziesięć po dziesiątej, gdy Załkind powziął postanowienie:
— Zaczekam jeszcze dwadzieścia minut, a jak