Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo polecam pani ten płyn. To jest naprawdę stary i dobry koniak, o jaki dziś już trudno nie tylko w Warszawie, lecz i w samym Paryżu. Dostałem go przypadkowo od jednego z przyjaciół.
— Więc wracając do listów pani przyjaciółki, zdarzyło się coś nieprzewidzianego. Mianowicie ona sama dziś rano zechciała mnie odwiedzić i zażądała, bym jej te listy oddał. Nie może pani sobie wyobrazić z jaką przykrością musiałem się zastosować do jej życzenia. Oczywiście nie ze względu na listy — dodał znacząco.
To co powiedział wprawiło mnie w takie zmieszanie, że nawet nie zauważyłam kiedy wyszła ta rozpuszczona pokojówka. Nie wątpiłam, że mówi prawdę. Po Halszce wszystkiego można się spodziewać. Dlaczego mnie nie uprzedziła. Przecież naraziła mnie na okropnie fałszywą i przykrą sytuację. Ten pan gotów pomyśleć, że wiedziałam o odebraniu listów i przyszłam mimo to. Trzeba to było koniecznie jakoś wyjaśnić. Gdy zdołałam się skupić, powiedziałam:
— Ach, tak. Bardzo pana wobec tego przepraszam. Nic o tym nie wiedziałam. Halszka zresztą nie miała czasu mi o tym powiedzieć, bo dziś wcale nie byłam w domu. Jadłam obiad w Bristolu, a przedtem, jak pan wie, byłam na długim spacerze. Doprawdy nic o tym nie wiedziałam i bardzo pana przepraszam.
Sięgnęłam po rękawiczki i torebkę, lecz on zatrzymał mnie stanowczo:
— Niechże pani zaczeka. Wiem, że stało się to bez pani wiedzy. Mam nawet na to dość zabawny dowód.
— Ma pan dowód? — zapytałam uszczęśliwiona.
— Ależ naturalnie, Halszka zrobiła mi straszną awanturę. Ponieważ mam łagodne usposobienie i boję się awantur, omal nie wyskoczyłem oknem ze strachu. I niech pani sobie wyobrazi, że awantura była o panią.