Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nim najmniejszego wrażenia. Czyżby miał tak kamienne serce?... Z zupełną swobodą zapytał:
— Jeżeli dobrze panią zrozumiałem, chodzi pani o to, bym zwrócił Halszce jej listy.
— Tak. I błagam pana, niech mi pan nie odmawia. Rozumiem to, że nie posiadam żadnego tytułu, by apelować do szczególniejszej uprzejmości ze strony pana, (tu zrobiłam doń najczulszą minę, na jaką było mnie stać — byłby z drewna gdyby tego nie odczuł) — ale niech pan spełni moją prośbę.
Spojrzał na mnie spod wpół przymkniętych powiek i uśmiechnął się:
— Wprost przeciwnie. Uważam, że ma pani aż nadto wiele tytułów do szczególniejszych względów. Nie rozumiem tylko dlaczego Halszka zwraca się o to przez panią. Nie robię jej bynajmniej z tego powodu zarzutów. Jest mi bardzo miło, że mogłem panią poznać. Ale dlaczego nie zwróciła się bezpośrednio do mnie?
— Ach, czyż pan nie wie jaka ona jest wrażliwa. Może nawet trochę histeryczka — dodałam po namyśle.
— O, czyż trochę?
— No, tak. Ale pan musi zrozumieć, że w takich warunkach trudno jest o spokój nerwów.
— Na miły Bóg, w jakich warunkach?! — zmarszczył brwi jakby ze zniecierpliwieniem.
— No, wtedy, gdy w każdej chwili grozi nieszczęście.
— To jest zupełnie zabawne — powiedział. — Może pani zawiadomić swoją przyjaciółkę, że zwrócę jej listy.
Nie wierzyłam własnym uszom, lecz już w następnej chwili przyszło mi na myśl, że to podstęp: obiecuje mi, że odda, a gdy tylko Halszka zwróci się doń o to, na pewno ją wyśmieje.
— Nie, proszę pana — odezwałam się z naciskiem. — Moja przyjaciółka prosiła mnie, bym ja te listy odebrała.
Nic nie odpowiedział. Wstał, podszedł do biurka, przez chwi-