Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przeciwnie, raczej zasadzka, która się da zdemaskować, zanim stanie się groźna.
— Mój Boże, co za szczęście, że spotkałam właśnie pana. Teraz już wierzę, że wszystko dobrze się skończy. Tak bardzo jestem panu wdzięczna, że uściskałabym pana, panie Fredzie.
Zaczerwienił się troszkę, lecz zdobył się na odwagę i usiadł przy mnie, mówiąc:
— A co pani zrobi, jeżeli będę się domagał tej gratyfikacji?
Zaśmiałam się:
— Będę próbowała targów. Może dojdziemy do jakiegoś kompromisu. Na przykład, o taki siostrzany pocałunek w czoło.
To powiedziawszy ujęłam jego twarz w obie ręce i dotknęłam ustami czoła.
Tu muszę ostrzec każdą kobietę, która znajdzie się w podobnym położeniu, a będzie miała do czynienia z niedoświadczonym młodzieńcem. Pan Fred nagle tak machnął głową, że nosem bardzo boleśnie uderzył mnie w podbródek. Oczywiście w tych warunkach, chociaż dopiął swego i pocałował mnie w usta, pocałunek ten nie sprawił przyjemności ani mnie, ani — jak mogę sądzić — jemu.
Przez dobrych kilka minut rozcierał sobie biedak nos, a ja przyglądałam mu się w oczekiwaniu, że zacznie puchnąć. Oboje pokryliśmy incydent niezbyt naturalnym śmiechem. W każdym razie siedzieliśmy teraz przytuleni do siebie i nie mogłam nie zauważyć, że już po chwili ta bliskość zaczęła działać na pana Freda.
W słuchawkach jednak rozległ się znowu szmer i przyłożyliśmy je do uszu. Miss Normann musiała tymczasem wyjść, gdyż dobiegały do nas odgłosy sprzątania. Zamieniliśmy jeszcze kilka zdań i zaczęłam żegnać się. Przy pożegnaniu, widocznie speszony niedawnym niepowodzeniem, nie próbował już mnie pocałować.
Jednak brak doświadczenia u mężczyzny — to naprawdę poważny mankament.