Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę zaraz wysłać tę depeszę.
Następnie na dole zapanowała cisza.
Odłożyłam słuchawki i powtórzyłam panu Fredowi wszystko, co słyszałam, dodając:
— To bardzo prawdopodobne, że ona zajmuje się przemycaniem narkotyków.
— Nie jestem jeszcze zupełnie o tym przekonany — odpowiedział po chwili wahania — mam jednak nadzieję, że wkrótce zdobędziemy konkretniejsze wiadomości.
— Dzięki pańskiemu świetnemu pomysłowi z tym aparatem. Co za znakomity wynalazek! Słyszy się nie tylko każde słowo, ale każdy szelest.
Skinął głową:
— Zastosowałem wzmacniacz dźwięków własnego pomysłu. Najważniejsze jest jednak to, że moja sąsiadka z dołu widocznie nie podejrzewa wcale istnienia tego podsłuchu. W przeciwnym razie byłaby ostrożniejsza w telefonicznej rozmowie.
— Czy było w niej aż coś tak ważnego? — zaciekawiłam się.
— Oczywiście. Ta pani podaje się przecież za turystkę. Tymczasem wiemy już teraz, że ma jakieś kontakty i że zajmuje się jakimiś sprawami, nie mającymi z turystyką nic wspólnego.
Zapisał sobie coś w notesie i powiedział:
— Dziś miss Normann otrzymała dwa listy. Gdy wyjdzie, zajrzę znowu do jej pokoju. Przypuszczam jednak, że listy niszczy natychmiast po przeczytaniu. Ale zastanawiałem się nad pani sytuacją i doszedłem do pewnych wniosków. Otóż wydaje mi się sprawą bardzo skomplikowaną cała historia małżeństwa między mężem pani, a tą damą. Zwłaszcza pojąć nie mogę dlaczego nowojorski adwokat nie umie odszukać tego urzędu stanu cywilnego, gdzie małżeństwo zostało zawarte. O ile wiem, pod tym względem w Ameryce panują wzorowe porządki. Obawiam się, że w tym właśnie punkcie tkwi jakaś zagadka.
— Jakieś nowe niebezpieczeństwo?