Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stryj potrząsnął głową przecząco:
— Nie, to byłoby zbyt ryzykowne. Detektyw mógłby wpaść na ślad istotny, to znaczy dowiedzieć się, że twój mąż jest bigamistą. Gdyby to nastąpiło trzymałby go w ręku i miałby możność nieograniczonego szantażu. Nie. Tu nikomu nie można zaufać. Sprawa jest zbyt poważna. Odprowadź swego małżonka na dworzec i bacznie uważaj, czy nie szuka on wzrokiem owej damy. Jeżeli nawet jedzie z nią razem, myślę, że zachowa wszystkie ostrożności. Prawdopodobnie ulokują się nawet w różnych wagonach.
Zaniepokoiłam się:
— Więc stryj sądzi, że on z nią chce uciec?
— Nic nie sądzę — wzruszył ramionami. — Po prostu przyjmuję to jako jedną z ewentualności.
— To byłoby okropne. I cóż ja wtedy mam zrobić?
— Musisz uciec się do jakiegoś podstępu, by go zatrzymać. Na przykład postaraj się, by nie zdążył wsiąść do pociągu. Rozumiesz, mała?
— Ale w jaki sposób?
— Nie jesteś doświadczona — zaśmiał się. — To bardzo proste. Udaj zemdlenie. Będzie cię musiał wówczas ratować i zostanie. A wtedy będzie czas na powzięcie jakichś nowych decyzyj. Ja ze swej strony podejmę próby odszukania tej kobiety. Przejrzę listy osób zamieszkałych w kilku większych hotelach. Nie jest to najlepszym sposobem, ale skoro nie ma innego... No, więc dobrze. Wieczorem do ciebie zatelefonuję, by się dowiedzieć, co się stało z Jackiem.
— Ale jaki pretekst wymyślić, by Jacka odprowadzić? Nigdy tego nie robię.
— Więc nie odprowadzaj go, tylko zjaw się na dworcu w parę minut po nim pod pozorem, żeś zapomniała go prosić o załatwienie jakiegoś sprawunku w Paryżu.
Ten stryj Albin ma rzeczywiście fenomenalną głowę. Oczy-