Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz sprawa pójdzie innym tempem. Jeżeli od Baxtera otrzymam potwierdzenie moich podejrzeń, będę i tak już miała dość kompromitującego dla niej materiału. Śmiało będę mogła powiedzieć, że jest międzynarodową awanturnicą, o bardzo skandalicznej przeszłości. Kto wie zresztą, czy ona sama nie jest bigamistką. Może się jeszcze okazać, że ten pan, z którym mieszkała w Biarritz, był jej prawdziwym mężem.
Spotkałam ją dziś rano w hallu. Miałam doskonały pretekst do zaczęcia rozmowy, gdyż właśnie przenoszono moje rzeczy do apartamentu na drugim piętrze, położonego nad jej apartamentem.
— Sąsiadujemy teraz ze sobą — powiedziałam. — Ale niech się pani nie obawia. Nie będę u siebie urządzała tańców, ani biegów na przełaj.
— Gdyby nawet — odpowiedziała uprzejmie — pani jest tak leciutka, że nie zrobiłoby to żadnego hałasu.
Ponieważ obie miałyśmy do załatwienia jakieś sprawunki, wyszłyśmy razem. Wiele ze spotykanych osób kłaniało mi się i Betty zauważyła:
— Pani ma tu moc znajomych.
— O, tak. W związku z ograniczeniami dewizowymi wiele osób nie może wyjechać za granicę i z konieczności przyjeżdżają tu na wypoczynek. A pani, zdaje się, spędza czas dość samotnie?
— Tak. Nie przepadam za większym towarzystwem. Poznałam zaledwie kilku panów i kilka pań. Ach, świetnie, że mi pani przypomniała. Muszę tu wstąpić do tej kawiarenki i przeprosić mego partnera narciarskiego za to, że nie przyszłam dziś z rana na trening. Czy wejdzie pani na chwilę ze mną? To jest bardzo miły chłopiec.
Oczywiście zgodziłam się natychmiast. Po pierwsze byłam ciekawa, jaki gust ma ta kobieta, po drugie ten pan mógł być jej