Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

moje położenie. Kochałem cię do szaleństwa i bałem się, że gdy wyznam ci prawdę, nie zechcesz zostać moją żoną.
Wzruszyłam ramionami:
— Dziś nie wiem, jak postąpiłabym w takim wypadku, ale nie zmniejsza to twojej winy. Po prostu popełniłeś oszustwo w stosunku do mnie i do moich rodziców. Musiałeś chyba w dodatku sfałszować swoje dokumenty, by móc uchodzić za kawalera?
— Nie, w dokumentach nigdy nie miałem żadnej adnotacji. Nie myśl też, że nie robiłem wysiłków, by uzyskać formalny rozwód. Te jednak również spełzły na niczym.
— Dlaczego?... Skoro cię porzuciła, skoro przez tyle lat nie dała nawet znać o sobie, każdy sąd, a szczególniej amerykański, udzieliłby ci rozwodu.
— To prawda — przyznał Jacek. — Żeby jednak rozwieść się trzeba najpierw być żonatym. To jest przedstawić sądowi świadectwo małżeństwa. A ja takiego świadectwa nie posiadałem. Zabrała je Betty.
— No, ale przecie mogłeś uzyskać odpis w tym urzędzie, gdzie wam dano ślub.
Jacek uśmiechnął się smutno:
— Niestety, nie wiedziałem w jakim urzędzie. Takie miasto jak New York posiada ich mnóstwo. Ludzie wynajęci przez mego adwokata przeszukali księgi, jak mnie zapewniał, we wszystkich. Ręczył mi słowem, że zrobili to bardzo sumiennie. I nie znaleźli. Cóż miałem począć?... Znajdowałem się w takiej sytuacji, że całe moje małżeństwo rozpływało się w jakiejś fikcji. Nie miałem ani żony, ani żadnego dowodu, że kiedykolwiek brałem ślub. Czyż w tych warunkach, zwłaszcza, że minął tak długi okres czasu, nie mogłem nabrać pewności, że już nic z tamtego nie wróci, że się nie odezwie?...
Potrząsnęłam głową:
— Przyznaję ci pod tym względem słuszność, ale twoim obowiązkiem było poinformować mnie o tym.