Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ra. Ten prawdziwy męski wdzięk. Buba i inne domyślają się u niego jakichś nadzwyczajnych uzdolnień i możliwości. Oczywiście nie wyprowadzam ich z błędu. Ostatecznie ma już lat trzydzieści dwa. Zresztą, czy się od męża tylko tych rzeczy wymaga? W każdym razie nie zamieniłabym Jacka na żadnego innego. Taki na przykład Toto, chociaż jest potwornie bogaty, mógłby zamęczyć swoją neurastenią, swoimi dziwactwami, no i nieróbstwem. Gdyby mu odebrać pieniądze i tytuł hrabiowski, zostało by prawie zero. Jest oczywiście bardzo miły, tak, może nawet nie zastąpiony jako przyjaciel i towarzysz zabaw, ale mąż przecież to zupełnie co innego.
Za wszelką cenę musiałam zdobyć odeń informacje, lecz ile razy otwierałam usta, by zadać jakieś pytanie, Jacek zawsze uprzedzał mnie albo jakimś karesem, albo zaczynając mówić o czymś obojętnym. Przy kolacji ze względu na ciotkę Magdalenę, również o żadnych indagacjach nie mogło być mowy. Jacek pozornie był w zwykłym dobrym humorze, żartował z ciotką Magdaleną, opowiadał najnowsze anegdotki o różnych dygnitarzach i wypytywał ją o plotki towarzyskie. Po kawie powiedział:
— Mam jeszcze coś do napisania...
Zbyt dobrze go znam, bym nie zrozumiała, co to miało znaczyć. Dlatego też przerwałam mu nim zdążył dokończyć:
— Ale zaraz później przyjdziesz mi powiedzieć dobranoc.
Chciał jakoś się wykręcić, ale z jednej strony nie wypadało mu, gdyż od trzech dni nie życzył mi dobrej nocy, a z drugiej powiedziałam to takim tonem i z tym opuszczeniem rzęs, które zawsze działały nań nieodparcie.
— O, tak, Haneczko — szepnął z intonacją, mającą świadczyć, że o niczym innym nie marzył.
Jacy ci mężczyźni są jednak wobec nas bezbronni. Co prawda mam tylko dwadzieścia trzy lata i jeżeliby ktoś powiedział mi, że jestem piękna, nie byłoby to dla mnie nowością.