Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stryj Albin. Wprawdzie Jacek sam nie utrzymywał z nim stosunków i wiedział, że nikt z rodziny ze stryjem Albinem się nie komunikuje, jednak musiało go to przestraszyć. Skombinowałam to sobie od razu.
Prawdę mówiąc troszeczkę spodziewałam się, że ją tu zastaniemy i ciekawa byłam reakcji obojga. Otóż miss Normann zachowywała się zupełnie swobodnie. Gdy kilka razy spojrzała w naszym kierunku, zrobiła to z pozorną obojętnością i można było odnieść wrażenie, że wcale Jacka nie zna. Raz jeden ich oczy spotkały się. Skupiłam całą uwagę, by nic nie stracić z tej chwili. W spojrzeniu Jacka był jakby gniew, jej oczy prześlizgnęły się po nim bez żadnego wyrazu.
To musi być niebezpieczna kobieta.
Umyślnie zaczęłam przymilać się do Jacka. Robiłam to bardzo demonstracyjnie, zmuszając go tym jednocześnie do wzajemnych czułości. Usiłował wprawdzie jakoś mnie zmoderować, lecz nie ustąpiłam. Wreszcie powiedziałam mu, że chcę zatańczyć. Gdy ociągał się przez moment, z obawy, by nie wymyślił jakiego wykrętu, wstałam i wyciągnęłam doń rękę.
Widziałam, że był zły, bo uśmiechał się nienaturalnie. Toteż gdy znaleźliśmy się wśród tańczących par, odezwałam się doń półgłosem:
— Nie rozumiem co się z tobą stało?
— Ze mną? — zapytał, żeby zyskać na czasie.
— Dawniej tak lubiłeś taniec.
— Dlaczego dawniej? — udał oburzenie. — Zawsze przepadam za tańcem z tobą.
— Dlaczego w takim razie masz minę taką, jakby cię prowadzono na szafot?
— Co ty wygadujesz?! — zaśmiał się nieszczerze.
— Trzymasz mnie sztywno, wyglądasz tak, jakbyś przez grzeczność poprosił mnie do tańca.
Jacek skrzywił się: