Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wać i nie pożyczałby ich nikomu. To mnie niepokoi coraz bardziej.
— Dlaczego cię niepokoi? — zdziwił się stryj.
— No, bo jeżeli nie zależy jej na pieniądzach, to prawdopodobnie zależy na nim samym.
Stryj zamyślił się i pokręcił głową:
— Dotychczas nie udało mi się zorientować w jej zamiarach. Widziałem ją pięć czy sześć razy, lecz jeszcze jesteśmy na bardzo oficjalnej stopie. Nie miałem jeszcze możliwości gruntowniejszej rozmowy. Gdy jej nadmieniłem, że znam z widzenia tego młodego człowieka, z którym wysiadała z windy, pozostawiła moją uwagę bez odpowiedzi. To jest kobieta bardzo wyrobiona towarzysko. Świetnie umie mówić o niczym.
Byłam trochę rozczarowana:
— Spodziewałam się więcej po talentach stryja.
— I ja się więcej spodziewałem — uśmiechnął się. — A wierzaj mi, że to bardzo interesująca kobieta i bynajmniej nie żałuję, że ją poznałem.
— Ale niepodobna przecież, by z czymś się nie wygadała. Przecież musiała coś niecoś o sobie mówić?
— Tak — przyznał stryj. — Ale wątpię, czy te informacje na coś się nam przydadzą. Powiedziała mi, że jej ojciec był żonaty z Belgijką i gdzieś pod Antwerpią miał zakłady przemysłowe. Po śmierci rodziców zlikwidowała wszystko, i najpierw kształciła się w Akademii Sztuk Pięknych w Paryżu, gdyż chciała zostać malarką, później podróżowała, bardzo dużo podróżowała. Z jej opowiadań wnioskować można, że zna prawie cały świat. Chociaż warunki materialne dawały jej niezależność, była nawet przez pewien czas dziennikarką i wysyłała korespondencje do pism amerykańskich z różnych krajów. Najwięcej czasu spędza na Riwierze francuskiej. Zatrzymuje się jednak zawsze i wszędzie w hotelach.
— No, to jednak powiedziała stryjowi dość dużo.