Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oto są próbki. Jeżeli pani otrzyma list pisany jednym z tych charakterów, musi pani natychmiast, nie otwierając koperty, przynieść mi list tutaj do biura. Jeżeli Tonnor zatelefonuje do pani, musi pani postarać się o to, by się od niego dowiedzieć, gdzie się znajduje. W żadnym zaś razie niech pan nie odkłada słuchawki na widełki. Rozumie pani? Da to nam możność sprawdzenia z jakim aparatem pani była połączona. Przypuszczam, że mam prawo ufać pani, i wierzyć, że zastosuje się pani ściśle do tych instrukcyj. W przeciwnym razie musiałbym zarządzić kontrolę pani korespondencji i telefonu, co oczywiście nie należy do rzeczy przyjemnych.
Zapewniłam go, że może zupełnie na mnie polegać. Wtedy mnie zapytał, czy widywałam kogoś u Tonnora. Powiedziałam mu, że absolutnie nikogo, za wyjątkiem pokojówki.
— Czy zdołałaby ją pani rozpoznać?
— Oczywiście.
Gdy zaczął nakładać płaszcz, domyśliłam się, że mamy jechać do więzienia. Okazało się jednak znacznie gorzej.
Samochód zatrzymał się przed kostnicą. Boże, jakież to straszne wrażenie! Przeprowadzono mnie przez ponurą salę, w której leżało wiele zwłok poprzykrywanych białymi prześcieradłami. W powietrzu panował nieznośny zaduch. Byłam bliska omdlenia. Jeszcze nigdy czegoś równie okropnego nie widziałam.
Gdy odsłonięto jej twarz, poznałam ją od razu. Była bardzo sina i miała otwarte powieki.
— Tak, to ona — powiedziałam. — Czy... czy ją zabili?
Major potrząsnął przecząco głową. A gdyśmy wyszli z kostnicy, wyjaśnił:
— Otruła się sama w chwili, gdy ją aresztowano na dworcu.
— Otruła się? Dlaczego? Czy ona była też szpiegiem?
— Tak. Jej wspólnik zdążył zbiec tylko dzięki charakteryzacji. Ona wolała śmierć niż więzienie.