Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słownie nie miałem chwili wolnej i zajęty byłem tysiącznymi sprawami. Sama o tym wiesz dobrze. Jeżeli zaś chodzi o to, że coś mnie gnębi...
Tu zrobił pauzę i dodał nie patrząc mi w oczy:
— Muszę ci przyznać, że intuicja cię nie zawiodła. Istotnie mam pewne przykrości. Nawet dość poważne przykrości. Nie dotyczą one ani naszego życia, ani mojego stanowiska, ani w ogóle teraźniejszości.
Umilkł znowu, a ja zatrzymałam oddech.
— Widzisz, kochanie, — mówił — kiedyś, kiedy byłem jeszcze młody i niedoświadczony, popełniłem pewną lekkomyślność. Miałem wszelkie podstawy do mniemania, że następstwa tej lekkomyślności zostały już dawno całkowicie unieszkodliwione. Obecnie, najniespodziewaniej w świecie, zjawiły się pewne echa mego nieopatrznego czynu i echa te sprawiają mi niejakie trudności. Wolałem o tym wszystkim zamilczeć przed tobą. Więcej. Uważam to milczenie za konieczne, z bardzo wielu względów.
Potrząsnęłam głową:
— Nie uznaję żadnych względów, które między mężem i żoną wznoszą mur tajemnic. Mąż powinien uważać żonę za najwierniejszego swego przyjaciela, jeżeli ją oczywiście kocha.
Jacek ukląkł przy mnie i patrząc mi w oczy zapytał:
— Czy możesz wątpić, że cię kocham? Że kocham cię najmocniej i najgłębiej?
Był po prostu cudowny z tymi wilgotnymi oczami i z tym lekkim drżeniem w głosie. W jednej chwili zrozumiałam, że muszę mu wierzyć, że nie tylko on mnie kocha, lecz i ja go jedynego i ponad wszystkich kocham najgoręcej. Byłam już skłonna zrezygnować z wszystkich podejrzeń, wyrzec się wszystkich pytań i dociekań; lecz jakiś duch przekory kazał mi powiedzieć:
— Wiem, że mnie kochasz, tylko nie wiem dlaczego nie chcesz mi dać na to żadnych dowodów.