Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spokój, jak i na uczciwość stanowiska — kwestję przeciąć.
— Hm, — chrząknął — o ile znam pannę Irenę, wydaje mi się trafnem zdanie szanownej pani. Istotnie sądzę, że wśród wielu znajomych spotka człowieka, którego uszczęśliwi swem sercem i ręką. Zresztą panna Irena jest tak młoda, że pozna napewno jeszcze wielu godnych jej ręki. Będąc zaś dojrzalszą lepszy uczyni wybór.
Powiedział to z takim chłodem, że pani Żabinie nie wypadało już powrócić do tematu, który pozatem, — jak skonstatowała w myśli — niestety, był bezprzedmiotowy. Tem niemniej nie okazała niezadowolenia, a odprowadzając Andrzeja do przedpokoju z niespodziewanem rozczuleniem powiedziała:
— Niech pan będzie dobry dla Irenki.
Siadając do samochodu z pasją zatrząsnął drzwiczki. Do wściekłości doprowadziła go narzucająca się niedyskrecja tej baby. Klął w duszy i matkę i córkę i siebie za swą słabą wolę, która dopuściła do romansu.
— Polowanie na męża! I to w takich okolicznościach! Ohyda!
Wprawdzie nie przypuszczał, by Ira brała udział w tem polowaniu, a może nawet o niem nie wiedziała, jednakże miał do niej żal.
Z ulgą pomyślał o Lenie i o wieczorze, który z nią spędzi.
Obie wypełniały mu dzień — bez reszty. Pracę zaniedbał zupełnie, zgłaszających się interesantów wyprawiał, naznaczając dalekie terminy. Coraz częściej po przyjęciach u Leny, czy też po teatrze spędzał „resztę wieczoru“ w nocnych dancingach i wracał nad ranem do domu…
Wówczas przy akompanjamencie „katzenjammeru“ odradzał się w nim wyrzut sumienia. Miał przecie pracować, tworzyć, organizować, a tymczasem próżnuje i puszcza pieniądze.
Gdy jednak ustępował „katzenjammer“ mijały