Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Teraz z zaciekawieniem słuchał nieco chaotycznych informacyj pani Żabiny o potędze bractwa teozoficznego. Jedno za drugiem padały nazwiska różnych wybitnych osobistości, które spotykał w salonach Leny.
Z trudem powstrzymywał się od śmiechu. Pani Żabina jednak z całą powagą rozwijała przed nim dalej dogmaty teozoficzne i zakończyła wyrażeniem nadziei, że i jego, Dowmunta, zdoła pozyskać dla „bractwa“.
Miał szaloną ochotę zapytać, czy ów gigolo z „Nitouche“ też odprawia nabożeństwa, ale w porę ugryzł się w język.
— Zmartwieniem mojem — ciągnęła tymczasem Żabina — jest tylko to, że Iry nie mogę skłonić do zajęcia się teozofją. Taka inteligentna, taka głęboka dziewczyna… Prowadzi tak bezładne życie…
Tu zaczęła rozwodzić się obszernie nad zaletami córki i boleć nad jej lekkomyślnością. Ira może byłaby inna, gdyby nie utrata gniazda rodzinnego, porzuconego przez jej ojca, tego starego rozpustnika. Przytem nieustanne trudności materjalne, a dziecko wychowało się w zbytku.
— O tak, — westchnęła — Ira powinna na swej drodze spotkać mężczyznę o silnej woli, któryby umiał ocenić jej niezwykły umysł i potrafił ujarzmić jej bogatą naturę. Jestem przeświadczona, że prawdziwy mężczyzna, wziąwszy za żonę taką dziewczynę, jak Ira, bez trudu zrobiłby z niej najwierniejszą przyjaciółkę i najidealniejszą wspólniczkę życia.
Był w prawdziwym kłopocie i milczał.
— Zwłaszcza, — dorzuciła Żabina — jeżeliby odpowiadali sobie fizycznie.
Nastała pauza nadwyraz dla Andrzeja żenująca. Cóż miał powiedzieć? Przecie byłoby nonsensem udawać niezorjentowanie w intencji tej przemowy, wobec matki, dającej mu do zrozumienia, że wie o jego stosunku z córką, wie tak dokładnie. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że musi ze względu tak na swój przyszły