Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żadnych ram etyki, gdzie popęd płciowy nie zna żadnych hamulców. Zresztą nie mam zamiaru wszczynać dyskusji z panią. Jest pani zbyt młoda, zbyt powierzchownie bierze pani te kwestje i zbytnio uzależniona jest pani od własnej pobudliwości zmysłowej.
— Więc rzuca pan na mnie kamieniem? — zawołała z sarkastycznym patosem.
— Nie. W lwiej części wina zdeprawowania pani duszy spada na rodziców, na środowisko… Nie, kamieniem na panią nie rzucam, ale przyznam się, że chętniebym zaaplikował pani porcję dobrych rózeg.
— Nareszcie coś zajmującego. Więc pan jest sadystą?
Nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
— Ależ pani ma nastawienie. Czy pani o niczem innem myśleć nie może? Mówiłem o rózgach, ale całkiem w innem znaczeniu. O tak, położyłbym dzierlatkę na kolanie, kieckę do góry i dwadzieścia pięć brzozowych. Gdybym wiedział, że to pomoże.
Podeszła do niego kocim krokiem:
— A może? Niech pan spróbuje. Spełni pan dobry uczynek. — wpiła weń szyldkretowe źrenice. — Proszę, no!
Oparła się kolanami o jego kolana. Andrzej zaśmiał się z przymusem.
Irena należała do natur, w których upór niejeden krok przesadza.
W pierwszej chwili, gdy go poznała u Rzeckich, Dowmunt nie zrobił na niej zbyt silnego wrażenia. Była wówczas pochłonięta likwidacją flirtu ze Stanisławem. Jednakże już wtedy zainteresowała ją uroda Andrzeja. Pozatem dobiegły ją plotki o jego romansie z Leną Kulczową, która zawsze imponowała Irenie swą pięknością i odwagą realizowania we własnem życiu teoretycznych dogmatów Ireny, odrzucając jakiekolwiek skrupuły moralne, oraz względy na opinję publiczną.
Nie pragnęła bynajmniej rywalizować z Leną. Nie miała ani nadziei, ani zamiaru odebrania jej Dowmunta.