Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiódł z obecną żoną Kelczyńskiego urządza co noc orgje pijackie.
— Na miłość Boga! Jakiś szał nagminny?
— Nudny pan jest. Zdaje się, że straciłam na pana apetyt. Nie mam powołania do uświadamiania naiwnych. Miałam trzech kochanków, lecz żaden nie zaczynał od morałów. Morały powinien pan schować na zakończenie, na odczepne.
— Aa… — zaczął.
— Co „aaa“?
— A mówiła pani, że panna Rzecka jest gąską. Więc jednak są i inne panny?
— Ze swoich znajomych, czy ja wiem, możebym pięć naliczyła. Jedne bo brzydkie, drugie jak Marta, bez temperamentu.
— No dobrze, ale przecie każda z pań, pani naprzykład, będzie chciała wyjć zamąż.
— Cóż to ma do rzeczy?
— No, chociażbym zepsuta opinja…
Roześmiała się szczerze:
— Ach, panie, któż na to dziś zwraca uwagę. Czy pan nie ożeniłby się z kobietą, która się panu podoba, tylko dlatego, że ma tak zwaną „zepsutą opinję“?
Dowmunt zamyślił się. Nigdy nie zastanawiał się nad tem, lecz wiedział, że nie umiałby darować, że nie potrafiłby się zdobyć na taką wielkoduszność. Chociaż… czy można powziąć tu jakieś zdanie, nie znając konkretnej sytuacji?…
— A widzi pan! — zawołała Irena, biorąc jego milczenie za porażkę. — Niechże pan zatem zechce łaskawie mi wyjaśnić, dlaczego mam konserwować cnotę, której jedyną wartością jest to, że ją właśnie można stracić! Przywiózł pan z Afryki jakiś przedpotopowy idealizm, który może jeszcze przechował się w plemieniu Niam-Nim, czy w innem Zjemgo-Wmig… Co?
— Myli się pani. Właśnie w tem, co teraz usłyszałem ze zdumieniem widzę, że znajduję się wśród murzynów, gdzie życie zwierzęce człowieka nie dorosło do