Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wykreślić! — wola spełniła swój obowiązek i mógł nie wątpić, że spełni go do końca. Potrzeba tylko trochę czasu. Może więcej, niż na wykreślenie innych wrażeń i innych myśli, ale przecie nie tyle, by wola użyć musiała największego wysiłku.
Od bytności u Kulczów minęło przecie zaledwie trzy dni.
To właśnie rozważając Adrzej otworzył drzwi swego pokoju. Pierwszym przedmiotem, który ujrzał był pęk ponsowych róż.
Zadzwonił.
Pokojówka nie wiedziała nic. Przynieśli zrana. Nie, listu nie było ani żadnej kartki. Przyniósł chłopiec z kwiaciarni. Patrzyła przytem filuternie na Andrzeja. Odprawił ją, gdyż czuł, że krew uderzyła go do głowy.
Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że kwiaty przysłała Lena.
Uwiązł mu w gardle okrzyk protestu i… radości. Kołowrotek myśli zakręcił się jak szalony. Pojął nagle siłę, która pociągała go do Leny. Pojął władzę decyzji, która zapadła, gdzieś w podświadomości obojga.
Tem mocniej jednak odezwała się w nim wola. Wyjął notes i zaczął sprawdzać rachunki. Cyfry, z początku niezrozumiałe i dalekie, zaczęły się wreszcie ustawiać w karne rzędy, nabrały pełni wyrazu i znaczenia.
Po godzinie wstał i zaczął się przebierać. Postanowił pójść do teatru. Grano „Kres wędrówki“ Sheriffa i Anrzej wrócił do hotelu pod wrażeniem tej sztuki.
Na róże nie zwrócił uwagi.



V.

Mieszkańcy stolicy dobrze znali wspaniały szafirowy wóz. Ilekroć ukazał się na ulicy przystawali jedni, by westchnąć z zazdrości, drudzy, by poprostu nacieszyć oczy tem arcydziełem techniki i sztuki.