Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ten z odkrytą piersią, ksiądz Skarga z natchnioną twarzą. Poniżej, w pięknych złoconych ramach dyplomy honorowe, opiewające zasługi społeczne i parjotyczne pana Teodora Migielskiego, prezesa, protektora i długoletniego członka zarządu wielu towarzystw filantropijnych, kulturalnych i spółdzielczych.
Pokój przepełniony był zasługą obywatelską jego właściciela i Dawmunt miał wrażenie, że to ona w dostojne fałdy ułożyła portjerę, pokryła cienką warstwą kurzu etażerki i pięknie oprawne książki na półkach, że ona nieco wysiedziała kanapę, a z poręczy „klubów“ starła skórę aż do pakuł i włosia, wyzierającego tu i ówdzie małemi kłaczkami.
Był tu już drugi i — jak miał nadzieję — ostatni raz da dobicia targu. Pan Migielski, bowiem, posiadał tę kamienicę przy ulicy Żórawiej, gdzie Dowmuntowi podobało się pięcio-pokojowe mieszkanie na pierwszem piętrze.
Mały, siwy człowieczek z krótko przystrzyżonemi wąsami i z czcigodną miną, kategorycznym tonem wymieniał liczbę dolarów. Po każdem jednak odmownem poruszeniu głowy Dowmunta, sumę zniżał, nie zmieniając bezapelacyjności tonu. Wreszcie przystał na otrzymaną kwotę i wyciągając drobną rękę, rzekł z powagą:
— Zgoda. Świetny pan robi interes, niech mi pan wierzy. Mieszkanie śliczne, warte conajmniej dwa razy tyle.
— Tyle mnie też będzie kosztowało. Wliczając remont i prowizję dla biura „Lokalpol“.
Pan Migielski skrzywił się:
— Ach, ci pośrednicy. To plaga. Chociaż w danym wypadku możemy tego uniknąć. Myślałem już o tem.
— Jak to uniknąć?
— No poprostu nie zapłacić. Ja, widzi pan, też zobowiązałem się dać trzy procent od sumy sprzedażnej. Ale, widzi pan, ja jeszcze mogę od pana nic nie wziąć odstępnego. Poprostu wynajmuję panu mieszkanie za normalne komorne.