Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

odmówić, ale skusiła go możność ujrzenia sypialni Leny.
Poszli.
Ponieważ drzwi, łączące buduar z sypialnią, były zamknięte na klucz, musieli obejść przez łazienkę i garderobę. Duży ośmiokątny pokój utrzymany w bladoniebieskim i perłowym kolorze, kilka białych skór niedźwiedzich rozłożonych na dywanie, małe atłasowe mebelki i wspaniałe łoże, rozebrane już na noc.
Nad niem olbrzymich rozmiarów olejne płótno, wyobrażąjące Ledę, oddającą się łabędziowi.
— Wybacz pan, — przeprosił prezes, wskazując Dowmuntowi fotel. — Ja za chwilę służę, tylko wydam dyspozycje.
Został sam i wpatrzył się w ten obraz, pełen życia i ekspresji. Dziwnym jego szczegółem była maska aksamitna na twarzy Ledy. Robiła wrażenie nie namalowanej, lecz nalepionej na płótno. Również długie złote włosy spadające wspaniałą falą z odrzuconej w tył głowy, wyglądały jak naklejone. Zaciekawiony zbliżył się i skonstatował, że się nie mylił.
Istotnie maska i włosy były prawdziwe. Podkreślało to jeszcze bardziej niesamowity realizm kompozycji, tak potężny, że Andrzej nie zdziwiłby się, gdyby teraz usłyszał chrzęst piór łabędzia, czy spazmatyczne rzężenie Ledy. U dołu czarną farbą wykonano podpis w języku rosyjskim: — N. Goldman — Kijów — 1919.
Kontemplację Dowmunta przerwał od progu głos prezesa Kulcza:
— Co? Ładny obrazek? Cacy?
— Wspaniały… Co to za Goldman? Nigdy nie słyszałem?
— Djabli go wiedzą — ja też nie słyszałem, ale że świnia, to świnia.
Lokaj wtoczył szczelnie zastawiony stoliczek do śniadań. Drugi przyniósł tacę z konjakiem i z Chambertin‘em.
Prezes był bardzo rozmowny, co nie zmniejszało jego