Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nych niecierpliwą ręką Romana czuł, jak uderzenie młotkiem po czaszce. Słowa rzucane przezeń do słuchawki, odbiegały daleko i ustawiały się perspektywą skandalu, kompromitacji…
Nagle drzwi do gabinetu otworzyły się gwałtownie. Stanisław jednym rzutem oka ocenił sytuację i skoczył do drzwi wyjściowych. Zanim jednak zdołał otworzyć zatrzask, poczuł na karku twarde ręce.
Roman targnął z całej siły i zwalił go nawznak, aż zadudniło, i zagrodził sobą drzwi.
— Puszczaj, draniu!
Stanisław zerwał się i rzucił na brata. Większy był od niego i silniejszy, obalił go jednym zamachem, lecz Roman uczepił się nóg i zwalił go na siebie. Zwarli się w konwulsyjnym uścisku. Potoczyły się dwa splątane ciała, wywrócił się stolik, na którym stała kryształowa patera i cały przedpokój zasypany został odłamkami szkła, co wbijały się w ręce, kaleczyły tarzane po podłodze twarze i karki.
— Puszczaj! — charczał raz po raz Stanisław.
Krew bryzgała na ściany. Na białym chodniku rozmazywała się w szerokie kleksy.
Roman nie puszczał. Nagle poczuł na szyi zęby. Wpijały się żarłocznie, nienawistnie. Sprężył mięśnie nadludzkim wysiłkiem i przewalił brata na wznak. Ten puścił na chwilę ręce, by nie stracić równowagi i Roman zdążył chwycić go za szyję. Targnął ostatkiem sił i wyrżnął głową Stanisława o podłogę… Jeszcze raz… Jeszcze raz…
W krąg leciały bryzgi krwi i szkła.
Andrzej stał posępny ze skrzyżowanemi na piersi rękoma i patrzył.
Wreszcie Roman podniósł się, dysząc ciężko. Trupio blada twarz ociekała krwią, poszarpane ubranie… z pod rozdartego kołnierzyka spływały na zmięty gors tłuste grube krople krwi.

Na schodach rozległ się gwałtowny tupot nóg i czyjeś ramiona wparły się w drzwi, aż te[1] zatrzeszczały.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Brakujące słowo uzupełnione na podstawie tekstu drukowanego w Polonii 1930, nr 2041.