Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mi opisywała swoje przerażenie i szczęście, gdy poznała, że nosi w sobie dziecko, jego dziecko…
Później przyszedł Michał. Wiedziała, że był jego przyjacielem. Dobry, szlachetny, szorstki, o złotem sercu.
— I tak lubił mówić o tobie. Dla ciebie jednego miał zawsze ciepłe słowa. Jakże czekałam tych chwil, tej szarej godziny, gdy kładł się na kanapie i zamknąwszy oczy mówił i mówił. Nigdy nie ośmielałam się wypytywać. Drżałam na myśl, że może nabrać podejrzeń. Ale gdy opowiadał… były to jedyne chwile ulgi w tej okropnej tęsknocie.
Andrzej podniósł głowę i oczyma suchemi, jak szkło, wpatrywał się w Ewę.
— Nie wiedzieliśmy, gdzie jesteś. Wszelki ślad po tobie zaginął. Lecz wiedziałam, że żyjesz. Wiedziałam napewno. Tylko tęsknota wciąż rosła… Aż tej jesieni Michał powrócił z Warszawy. Widział ciebie… Od tej chwili żyłam jak w malignie… Michał przyjechał ponury, a raz nawet płakał. Twierdził, że mu było wstyd przed tobą, że w porównaniu z tobą jest płazem, że pokłócił się z tobą i że ty zachowałeś swoją szlachetną duszę.
Andrzej przerwał:
— Przestań, przestań…
Milczała chwil kilka.
— A potem przyszedł list od ciebie. Michał już był ciężko chory i ja sama list mu ten czytałam, by nie męczył oczu przy lampie. Jakże słodki i jak straszny był ten list. Dotykały go twoje własne ręce!… A przyniósł wiadomość, żeś pokochał inną kobietę…
Dowmunt zerwał się i wpijając w nią wzrok, krzyknął jakimś zdławionym szeptem:
— Nieprawda! Nieprawda! Żadnej nie pokochałem! Nieprawda… kochałem tylko ciebie, tylko ciebie! Rozumiesz!
Ewa zbladła. Wstała, zrobiła krok ku niemu, poruszyła zbielałemi wargami, jakby napróżno usiłowła wymówić jakieś słowa zbyt trudne, w głowie jej zawirowało