się z właścicielami tych majątków i teraz uważnie przestudjował owoc swej pracy, przygotowany do podpisu przez adwokata i przez doktora Grzesiaka. Wreszcie postawił swoją parafę i zapytał:
— Cóż pan o tem sądzi, doktorze?
— Interes dobry. Kalkulacja mocna i przewidująca. Nie powinniśmy na tem stracić.
— A ziemianie?
— Mają murowany zysk. Zresztą, sami są zadowoleni.
— No to świetnie. Dziś zatem jedziecie do rejenta. A teraz pozwoli pan, że przedstawię go mojej żonie.
Na Marcie dr. Grzesiak wywarł bardzo dodatnie wrażenie. Rozmawiała z nim o „Adrolu“, wypytywała o szczegóły organizacji, o plany inwestycyjne, zapaliła się kwestją projektowanej farmy doświadczalnej.
— Widzę, — rzekł przy pożegnaniu dr. Grzesiak — że szanowna pani doskonale orjentuje się w tych sprawach.
— Lubię to — odpowiedziała poprostu.
— Moja żona, doktorze, — dorzucił Dowmunt — ma zamiar współpracować z nami.
Gdy wyszedł Marta zawyrokowała:
— To jest dzielny człowiek. Ale czy to prawda, że ma pan… że masz zamiar wziąć do „Adrolu“ Romana?
— Tak, kochanie. Twój brat jest również dzielnym człowiekiem, a ma jeszcze tę ważną zaletę, że natura jego nie zna kompromisów etycznych, że młodość nadaje jego wierze w realizację naszych zamierzeń siłę i rozpęd. W Romanie będę miał, jestem tego pewien, świetnego pomocnika.
— Byłam przy dość przykrej rozmowie. Mianowicie tatuś chciał, by Romek po uzyskaniu dyplomu zaczął pracować w jego firmie, a wówczas Romek kategorycznie odmówił.
— Dlaczego odmówił?
— Ach wytykał rabunkową gospodarkę, nazwał całą działalność ojca linją najsłabszego oporu i t. d. Wów-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/169
Wygląd
Ta strona została skorygowana.