Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żeństwa.[1] Trzeba było przedewszystkiem przemeblować mieszkanie. Początkowo miał zamiar kupić większe, ale sprzeciwiła się temu Marta.
„Jeżeli ma pan zamiar nabyć majątek ziemski — pisała — gdzie będziemy mieszkali, sądzę, że pięć pokojów w zupełności wystarczy…“
Na inne pytania nie chciała wogóle odpowiadać, a gdy Andrzej zażądał od niej decyzji, czy sypialnia ma być wspólna, czy też nie, — odpisała: „nie znam się na tem i wogóle jak Panu nie wstyd pytać mnie o coś podobnego“.
Na zakończenie zrobiła mu wyrzut, że jego listy przypominają korespondencję handlową, co zresztą Dowmunt już sam z przykrością zauważył.
Wogóle szło mu to ciężko. Sam nie wiedział dlaczego. Przecie, zastanawiając się nad powziętem postanowieniem i nad uczynionym wyborem właśnie Marty — odczuwał zupełne zadowolenie. Dziewczyna podobała mu się bardzo i był przekonany, iż lepszej żony nie potrafiłby znaleźć. Czuł dla niej prawdziwą sympatję i nie wątpił, że ona ze swej strony żywi dlań naprawdę wiele uczucia, a jednak napróżno usiłował listom swoim nadać tło sentymentu. Wszelkie próby w tym kierunku wypadały nieszczerze, sztucznie, a zapisane ćwiartki papieru wędrowały do kosza.
— Zamało ją znam i oto wszystko — zawyrokował.
Stąd zrodziło się postanowienie powtórnej wizyty w Nieszocie i tegoż ranka Piotr, zamiast codziennej białej koperty odniósł na pocztę krótką depeszę z zapowiedzią przyjazdu. Dom tego dnia był pełen tapicerów i robotników wnoszących meble, to też Andrzej zadzwonił do biura, by dr. Grzesiak sam załatwiał bieżące sprawy.
— Dziś jest sobota, prawda? Otóż do wtorku rana musi się doktór obejść bezemnie.
— Pan wyjeżdża?
— Tak, dziś w południe.

Nie zdążył jeszcze odłożyć słuchawki, gdy do ga-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Tekst i z trudem znajdował czas na przygotowanie swego mał uzupełniony na podstawie tekstu drukowanego w Polonii 1930, nr 2007; w wydaniu IV z 1939 brak jednej linii tekstu.