Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak winne grona!… — Nie wiem kto jest Twoją szczęśliwą wybranką. Przypuszczam, że będzie to jakaś gąska (nie gniewaj się!) Wyobrażam sobie, jak ciężką będziesz miał przeprawę z Leną. Ona wciąż ma przesądy na temat prawa własności, chociaż sama nieco innemi się kieruje. Ja Ci nie sprawię kłopotu, a znam kogoś (nawet nebrzydki młokos), kto ci jest za Twoją decyzję wdzięczny“.
List kończył się z wyraźną złośliwością

„Przy sposobności mam zaszczyt załączyć pozdrowienia dla Szanownego i Czcigodnego Pana — z wysokiem poważaniem — Irena Żabianka, kochanka w stanie spoczynku“.

Andrzejowi list ten sprawił głęboką przykrość. Odczuł w nim nutkę żalu i swojej winy. W jego zharmonizowany nastrój wniósł nadto przepowiednię nieuniknionych niepokojów, jakich — nie wątpił — nie pożałuje mu Lena.
Od niej odpowiedź nie nadchodziła. Nie wiedział, jak to sobie tłumaczyć, obawiał się wszakże, że nie oznacza to bynajmniej rezygnacji Leny. Myśli te wnosiły dźwięk dysonansu w miarowy intensywny ruch rotacyjny jego pracy i skłaniały do przyśpieszenia powziętej decyzji małżeństwa.
Nie odczuwał wprawdzie strachu przed ostateczną rozmową z Leną, do czego musiało przecież dojść. Pewien był, że nic nie zdoła złamać, ani ugiąć jego postanowienia, wolał jednak umocnić swoje pozycje okopami faktów dokonanych, przypieczętować zerwanie jednych mostów ustawieniem innych.
Lubił Lenę bardzo, współczuł jej nieszczęściu, znał jej wpływ zmysłowy na swoją pobudliwość i własną wręcz chorobliwą słabość na widok łez kobiecych. Dlatego wyobrażał sobie, że pożytecznem będzie zaciągnięcie pewnych zobowiązań, które odegrałyby rolę sprzymierzeńców w walce z chwilami słabości.