Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan musi być zły. Takie ładne ubranie — ale pan jest gentlemanem dlatego…
— Proszę panią. Anglicy twierdzą, że prawdziwy gentleman zaczyna się od mężczyzny, który gdy mu kobieta parasolem wykole oko, uspakaja ją, mówiąc:
— Nic nie szkodzi, madame, mam jeszcze drugie
— Wie pan!
— Ja, niestety, mogę tu jedynie powiedzieć, że przecież mam drugi rękaw.
Zaśmiała się:
— Będzie pan jednak musiał zmienić ubranie.
— Nie będę mógł tego zrobić, gdyż przy rewizji celnej tak mi wygnieciono wszystkie rzeczy, że niepodobna ich włożyć. Pewno i pani wspomina granicę niezbyt mile?
— Na szczęście nie. Ja, widzi pan, jeżdżę bardzo często i za paszportem dyplomatycznym. Pozatem mój mąż zajmuje bardzo wybitne stanowisko… rozumie pan.
— Ach tak? Więc to uwalnia od rewizji celnej?
— No nie, ale im jakoś nie wypada rewidować naprzykład żonę ministra.
— Aa… więc pani małżonek jest ministrem?
— Nie. Mój mąż jest prezesem Banku Głównego.
— Wobec tego, że teraz znam pani nazwisko, pani pozwoli, że się przedstawię. Dowmunt, Andrzej Dowmunt.
Podała mu rękę.
— A dlaczego pan do mnie odezwał się popolsku? Przecie chyba nie mam słowiańskiego typu?
— Istotnie, pani ma urodę wschodnią, ale wczoraj wieczorem, przechodząc obok pani przedziału, słyszałem jak pani popolsku żegnała się z jakimś panem, obiecując mu, że będzie za tydzień wezwany do Warszawy. Stąd moja domyślność.
Lena zmieszała się nieco i wyjaśniła, że był to pewien przemysłowiec śląski, który zabiega o pożyczkę w Banku Głównym. Popsuło jej to jednak humor i już chciała wstać, gdy Dowmunt żartobliwie dorzucił, że jest