Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Andrzej zastał Lenę przy oknie. Stała za firanką i badała wzrokiem ulicę.
— Widzisz! — zawołała — tam stoją i tam… Cały dom obstawiony policją.
Usiadł ciężko w fotelu.
— Lena!
Odwróciła się doń i zrobiła kilka kroków. Usta jej drżały.
— Jesteś szpiegiem?
— Andy… Andy… Nie sądź mnie tak surowo!… I… i,,, ratuj! Ratuj!
Zaciskał zęby:
— Mów!
Mówiła. Łkanie wstrząsało łukiem jej pochylonych pleców, ręce kurczowo czepiały się jego kolan. Uklękła przy nim, a gdy podnosiła nań oczy — widział dwie lśniące smugi łez, spływających po policzkach.
Nówiła. Chaotycznie, zdawałoby się bez sensu. Jenno zdanie nie wiązało się z drugiem niczem, chyba szlochem, podrywającym ku górze misterne łopatki pod cienkim jedwabiem sukni.
Boże! Czyżby to z jej winy! Nie, przysięga, że nie. Tak się ułożył los… Pętla raz zarzucona zaciskała się coraz mocniej na szyi… Była taka młoda, nierozumna, niedoświadczona… A później nie było już powrotu… Chciała się wydostać z ponurej, beznadziejnej Rosji, chciała słońca, radości życia, klejnotów, przepychu, a wydostać się mogła tylko jako agentka czrezwyczajki. Namówili ją, nie rozumiała…
Później, gdy znalazła tę pełnię pięknego życia, chiała się otrząsnąć, wyzwolić z lepkiej pętli ale wówczas przyszła[1] zmora groźby… Szantaż! Rozpaczała nocami, gryząc palce, wydzierała włosy z głowy, ach, niema większej rozpaczy, niż być bezsilną!

Przychodzili do niej i jej, wielkiej pani, rozkazywali, jak jakiejś niewolnicy. Sto razy zrywała się do buntu i sto razy opadała na kolana przed jednem groźnem ściągnięciem brwi potwora! Chciała się okupić pieniędzmi — oni śmieli się tylko.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Brakująca część zdania (chciała ... przyszła) uzupełniona na podstawie tekstu z Polonii 1930, nr 1983.