Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niby co? — bąknął Dyzma.
— Jakto co? Greka udajesz? Nie wiesz niby?
— Ale gadajże!
— No o wyjeździe Terkowskiego.
Dyzma zachwiał się na nogach:
— Że... że... co?
— No, że dziś wieczór wyjeżdża do Pekinu jako poseł, na nową placówkę. Nie czytałeś wieczornej prasy?
Mówił coś jeszcze, ale Nikodem nie słyszał. Rzucił słuchawkę na widełki i pobiegł do jadalni.
Szybko rozłożył dzienniki.
Istotnie wszystkie donosiły, że w związku z nowem ukonstytuowaniem się władzy w Chinach dotychczasowy szef gabinetu premjera podsekretarz stanu Jan Terkowski został mianowany posłem i ministrem pełnomocnym przy rządzie chińskim i dziś odjeżdża do Pekinu.
Dyzma podniósł oczy z nad gazety. Serce waliło mu w piersi, jak bęben.
Zerwał się z miejsca i zaczął krzyczeć:
— Ura! Ura! Ura!...
Przybiegł zdumiony Ignacy i zatrzymał się w progu:
— Czy pan prezes wołał?
— Ignacy! Dawaj wódki! Musimy ten interes oblać!
Służący wydobył karafkę i kieliszki i nalał jeden.
— Nalewaj drugi! — krzyknął Dyzma — no na pohybel sukinsynom!
Wypili. Jeden, drugi, trzeci, czwarty...
Nikodem usiadł.
— Wiesz co Ignacy?
— Słucham pana prezesa.
— Uważaj: kto mnie w drogę włazi, mnie, Nikodemowi Dyzmie, tego zawsze djabli wezmą. Rozumiesz?
Wychilił kieliszek i mimowoli spojrzał w czarną czeluść drzwi do gabinetu: Z ciemności patrzyły nań fosforyzujące okrągłe oczy.
Splunął i przeżegnał się.
— Pijmy Ignacy!
Było grubo po północy, gdy, kładąc się do łóżka powiedział służącemu: