Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zakon Gwiazdy Trzypromiennej jest potężny — poważnie dodała panna Stella.
Nikodem wciągnął szyję w podniesione ramiona i nieoczekiwanie dla samego siebie, powiedział:
— Terkowski.
Na twarzach obu pań odbiło się zdumienie. Dyzma zaklął w duchu: poco tym babom powiedział? Idjota.
Panna Stella wstała i uroczyście zbliżyła się do Dyzmy:
— Mistrzu! Masz prawo rozkazywać. Czy ten człowiek musi zginąć?
Dyzma przestraszył się Zwarjowała baba.
— Mistrzu! — ciągnęła panna Stella. — Czy ma być usunięty raz na zawsze, czy tylko na pewien czas? Rozkazuj.
Nikodem roześmiał się. Wydało mu się czemś dziecinnie głupiem, że ta przysadkowata małpa, z tym całym poważnym, jak na kazaniu głosem, pyta się, co zrobić z takim potentatem, jak Terkowski. W tejże jednak chwili przyszło mu na myśl, że zaledwie kilka dni go dzieli od przyjazdu Windera. A wówczas szlus. Skończone wszystko. Jak się Terkowski zwącha z Winderem... Chyba, żeby Terkowskiego wówczas w Warszawie nie było...
— Niech pani wyprawi Terkowskiego do Afryki na drzewo, czy do innej ciężkiej cholery! — rzucił z gorzkiem szyderstwem.
— Kiedy? — twardo zapytała panna Stella.
— A choćby i dziś, cha, cha, cha... Z pani to wesoła kobita! No, ale nie zawracajmy sobie głowy bajkami. Więc co z tem misterjum?
Panie kategorycznie zażądały dotrzymania terminu. Wobec strachu przed jakiemś bliżej nieokreślonem nieszczęściem, jakie miało grozić niewypełnienie obrzędów Dyzma skapitulował i zgodził się drugie zebranie Loży Gwiazdy Trzypromiennej urządzić u siebie.
Wieczorem dla „zalania robaka“ pojechał z Waredą do „Oazy“, a wróciwszy do domu zasnął snem kamiennym.