Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiesz, bracie, — zawołał pułkownik, — zaszedłem tu do ciebie, bo przyszło mi na myśl, czy nie wybrałbyś się do cyrku, dziś przyjechał wiesz ten Tracco, najsilniejszy człowiek świata, będzie walczył z naszym mistrzem Wielagą.
— Wiem, nawet wybieram się.
— A to klasa! — klepnął Dyzmę po kolanie. — Będzie cała paczka, Uszycki, Ulanicki, Romanowicz z żoną...
Odezwał się telefon:
— Hallo!
Krzepicki oznajmił, że znowu dzwoni panna Czarska, czy połączyć?
— Dawaj pan... Hallo!... Tak, to ja, dzień dobry pani...
Zasłonił tubę ręką i szepnął do Waredy:
— To hrabianka Czarska!
— Fiu... fiu... — pokręcił ten głową,
— Ależ nie przeszkadza pani. Wprost naprzeciw, bardzo mi przyjemnie...
Przytrzymał słuchawkę ramieniem i zapalił papierosa, którym go poczęstował pułkownik.
— Ależ, proszę pani, ja na literaturze nie znam się... Słowo honoru... A kiedy to?
...No, dobrze, dobrze... A jakże zdrowie siostrzyczki?... Hm... Wie pani, i ja też, ale o tem przez telefon lepiej nie mówić... co, do teatru? Eee... wie pani co, czy nie chciałyby panie pójść ze mną do cyrku?... O nie, dziś walczy najsilniejszy człowiek świata... Jak?... Wacek, jak się on nazywa?
— Włoch, Tracco... Nie, tu u mnie siedzi mój przyjaciel, Wareda...
— Nikuś, powiedz jej, że rączki całuję.
— Rączki pani całuje... Będzie, a jakże... No, to dobrze się składa. Zajadę po panie moim samochodem... Dowidzenia.
Położył słuchawkę i uśmiechnął się:
— Ach te baby, te baby!...
— Pójdą? zapytał pułkownik.