Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

coś robić, mówić, podpisywać, decydować... I to wszystko w sprawach przerażająco niezrozumiałych! Niema innego sposobu, tylko trzeba znaleźć kogoś sprytnego... Żeby taki Kunicki zechciał, ale nie zechce... Wogóle teraz będzie musiał rozstać się z posadą w Koborowie. Zrobiło mu się przykro na myśl, że rozstanie się także z Niną, ale powiedział sobie:
— Trudno. Jak trzeba, to trza. Nie ona jedna na świecie.
Gorzej będzie z wynalezieniem takiego gościa, coby za niego robił... Mógłby go zrobić, naprzykład, swoim sekretarzem...
Nagłe klepnął się w czoło:
— Krzepicki!
Aż podskoczył z radości. Krzepicki, to cwaniak, kuty na cztery łapy, ten wie, co w trawie piszczy.. W butelkę nabić się nie da, ale swój chłop, brat łata, jak zrobi się z nim sztamę, będzie ruszał mózgiem za dwóch.
Tak go ucieszył ten pomysł, że postanowił zaraz odszukać Krzepickiego.
Ubrał się szybko i po kwadransie dzwonił już do drzwi pani Przełęskiej. Właśnie wstawano od obiadu. Oprócz pani domu, był Krzepicki i cherlawa panienka, bardzo piegowata, panna Hulczyńska.
Przyjęto Dyzmę głośnemi gratulacjami. Pani Przełęska nazwała go zbawcą ziemiaństwa, Zyzio Krzepicki — Napoleonem gospodarczym, a panna Hulczyńska patrzyła weń jak w słońce.
Zaczęła się rozmowa o Koborowie i wszyscy bardzo się zmartwili, gdy Dyzma oświadczył, że teraz nie będzie miał czasu zajmować się sprawą Żorża Ponimirskiego.
— Zresztą — dodał — z jego klepkami jest tak źle, że nic nie dałoby się zrobić.
Zyzio zaklął, piegowata panienka zrobiła smutną minę, a pani Przełęska wyraziła nadzieję, że nie trzeba tracić nadziei.
Kulminacyjnym momentem wizyty Nikodema Dy-