Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Może tymczasem znajdzie się jaka rada — dorzuciła z ulgą pani Przełęska.
Krzepicki zerwał się z krzesła:
— Tymczasem, tymczasem! A tymczasem jest to, że pieniądze są mi potrzebne do zarżnięcia!...
— No więc postaram się znaleźć coś dla pana — nieśmiało bąknęła pani Przełęska.
— Ach, — machnął ręką Krzepicki z lekceważeniem — znowu pięćset złotych, czy tysiąc!
Pani Przełęska poczerwieniała:
— Może zostawi pan tę kwestję na później. Nie sądzę, by to miało interesować pana Dyzmę.
— Przepraszam — burknął od niechcenia.
— Może panowie jeszcze kawy pozwolą?...
Napełniła filiżanki i dodała:
— A może jednak pan Dyzma potrafiłby wywrzeć odpowiedni wpływ na Ninę? Skoro ona również męża nie znosi... Wyląda pan na człowieka, który może łamać przeszkody i naginać charaktery...
— Tak, tylko jaki pan w tem miałby interes?!... — cynicznie rzucił Krzepicki.
— Ależ, panie Zysiu — zaoponowała pani Przełęska — pan Dyzma jest przyjacielem Żorża, nieprawdaż? A to chyba motyw wystarczający.
Krzepicki skrzywił się i strzepnął palcami:
— Bądźmy szczerzy... Ja nie wierzę w platoniczne kombinacje, pan daruje, wielce szanowny panie Nikodemie, ale nie wierzę. To też sądzę, że i pan, jako człowiek, hm... realny... Mówmy poprostu. Czy Żorż zainteresował pana materjalnie w całej sprawie
— Jakto? — zapytał Dyzma.
— No, czy pana zainteresował?
— Niby, czy obiecał mi zapłacić?
Pani Przełęska, sądząc, że Dyzma się obraził, zaczęła go przepraszać i wyjaśniać, że przecież pan Krzepicki nie to bynajmniej miał na myśli, żeby tego za złe mu nie brać i t. d. Zresztą, sam rzekomy winowajca zreflektował się i wyjaśnił, że miał na myśli obawę o wydatki,