Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie miał żadnego doświadczenia w tych sprawach, lecz i nie mógł powiedzieć nic o swoim rzekomym powodzeniu u kobiet.
Zasób jego przeżyć miłosnych ograniczał się do kilku naiwnych flirtów gimnazjalnych, do paromiesięcznego romansu studenckiego z pewną ekspedientką i do dwóch czy trzech przygód na postojach podczas wojny. Toteż wychodząc w kilka godzin później z mieszkania Dolly, nieprzytomny jeszcze i oszołomiony, z trudem usiłował o tyle uporządkować myśli i odczucia, by zdać sobie sprawę chociażby z tego, czy jest szczęśliwy, czy nie, czy dziękuje losowi za spotkanie tej kobiety, która mu otworzyła nieznany świat podniet i przeżyć, czy też rodzi się w nim niechęć do siebie i niezadowolenie.
Jedno wiedział na pewno: gdyby nie pił koniaku nie stałoby się nic z tego wszystkiego.
Szedł wolno w stronę domu. W słabym świetle latarń mijali go przechodnie, zasłaniając się parasolami od drobnego, zimnego deszczu.
Nie stałoby się nic…
— A cóż właściwie się stało? — zdobył się na konkretne pytanie.
Oto związał swoją przyszłość z przypadkowo spotkaną kobietą. Wbrew własnej woli, a raczej mimo woli. Po prostu tak się złożyło. W wyobrażeniach Justyna o kobietach było zbyt wiele szacunku, by ośmielił się nawet w myśli twierdzić, że Dolly po to ściągnęła go do siebie, że najnieobyczajniej w świecie uwiodła go. To byłoby sformułowanie godne obrzydliwego cynika i prostaka. I z drugiej strony nie konweniowało ono Justynowi: nie przyjąłby nigdy tezy, że sam w danym wypadku odgrywał rolę bierną. To dotknęłoby boleśnie jego ambicję. Wprawdzie nie chciał zbliżenia z Dolly, lecz i ona tego nie chciała. Ot, przypadek, rozbudzone zmysły, chwilowy paraliż ośrodków hamujących, słowem — zrządzenie, kaprys losu.
— I co teraz?
Jakie obowiązki, a raczej jakie zobowiązania wziął na siebie?…
Tego nie umiał sobie sprecyzować. Wiedział, że w żadnym wypadku nie postąpi nie po dżentelmeńsku. Dokąd wszakże