Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o tych, do których przystąpi natychmiast po powrocie do majątku. Pan Korniewicki dodawał mu otuchy i zapewnienia, że ze swoją energią i przedsiębiorczością na pewno doprowadzi Zapole szybko do dawnego kwitnącego stanu. Jego żona domagała się urządzenia przed przyszłym domem wielkiego spiralnego klombu z nagietkami „bo to tak ładnie wygląda“.
Gdy później przechodzili do jadalni i w przejściu na chwilę Justyn znalazł się sam na sam z Moniką, dziewczyna niespodziewanie szepnęła:
— Bardzo, bardzo panu dziękuję.
Uczuł jakieś niezrozumiałe ukłucie w sercu. Za co Monika mu tak gorąco wyraża wdzięczność?
Przeszła już i nie mógł jej zadać tego pytania. Czy ona już tak dalece czuje się związaną z Markiem, że dziękuje za przysługę wyświadczoną jemu? Oczywiście…
Oczywiście zreflektował się Justyn. A jakże mogłoby być inaczej.
Pobyt Domaszewicza w Warszawie nie był próżnowaniem. Musiał załatwić nieskończoną ilość spraw w urzędach, w przedsiębiorstwach, w sklepach. Pomagała mu w tym trochę Janka, o ile mogła urwać ze swego pracowitego dnia parę godzin, czasami Monika, a najczęściej Justyn, który na czas pewien zrezygnował z wykładów i z prac w kreślarni.
Mecenas Jaszczun dotrzymał obietnicy. Mobilizacja gotówki szła sprawnie. Nie przestał burczeć na swego młodego klienta, lecz opozycja jego była już tylko akademicka.
Któregoś wieczoru, będąc u państwa Korniewickich, Justyn został wezwany do telefonu przez Jaszczuna. Telefon był w przedpokoju. Zostawił w salonie Marka i Monikę, którzy przegrywali na gramofonie nowe płyty, i dość długo rozmawiał z adwokatem. W końcu Jaszczun orzekł, że co do niektórych szczegółów musi porozumieć się z Domaszewiczem.
— Poproś go do aparatu.
— W tej chwili — rzucił Justyn i odłożywszy słuchawkę wszedł do salonu.
Gruby dywan zagłuszył jego kroki, zresztą i dźwięki walca angielskiego przyczyniły się do tego, iż Monika i Marek nie słyszeli jego wejścia.