Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W długich rozmowach z Moniką Marek nieraz usiłował wytłumaczyć jej, jak szkodliwy wpływ na formowanie się charakteru dziecka może mieć usposobienie Justyna, jego nastrojowość i wszystko to, co w nim pociągało Marka wprawdzie, jako przyjaciela-opiekuna, lecz co bałby się odnaleźć w swoim synu.
Kiedyś powiedział Justynowi:
— Dużo więcej było by sensu i porządku w dzisiejszym życiu publicznym, gdyby wszyscy ludzie wychowywali się w Anglii.
— Dlaczego? — zapytał Justyn z tą swoją od pewnego czasu niezmienną opozycją, z tym pogotowiem do walki. — Dlaczego w Anglii?… Czy chodzi ci o to, by wszyscy przypominali automaty i poświęcali siły na ukrywanie swoich uczuć?
— Nie ukrywanie, lecz nieujawnianie — poprawił Marek. — A to jest duża różnica.
— Nie widzę żadnej. A chociażby. Czy warto wysilać się na owe „nieujawnianie“? I po co? Żeby odebrać ludziom wszystko co jest bogactwem różnorodności, by życie odbarwić, pozbawić ciepła i zamienić w szarą jednostajność?
— Zrównoważyć!
— Obłudnie, bo przecie pod tą równowagą będą błąkały się nadal te same uczucia, marzenia, pragnienia. Nie, jestem wrogiem hipokryzji. Człowiek musi być pełny, całkowity. Z chwilą gdy wciśniemy go w sztywne ramy tresury, zamieniamy go w automat. Wychowanie angielskie, raczej to, co nazywamy tutaj wychowaniem angielskim, jest najobrzydliwszym gwałtem nad naturą ludzką. To nie wychowanie, lecz tresura. Wychowanie, moim zdaniem, powinno polegać właśnie na podsycaniu w człowieku, na rozwijaniu w nim jego indywidualności pod każdym względem. Należy go zrobić człowiekiem, nie manekinem.
Marek uśmiechnął się pojednawczo:
— Bardziej będzie człowiekiem, gdy nim będzie, że tak powiem, do środka. Sądzę, że zgodzisz się ze mną, że można być bardzo bogatą indywidualnością, a umieć nie demonstrować jej całemu światu.
— Można, ale po co?