Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Markowi, który go do tego namawiał, tłumaczył się pilnymi sprawami w Warszawie. Gdy Marek zauważył, że Monika z tęsknoty za mężem będzie narzekała na nudy w Zapolu, Justyn powiedział:
— My z nią prawie nigdy się nie rozstajemy. A to nie jest dobre dla obu stron i w ogóle dla trwałości małżeńskiego szczęścia. Od szczęścia też czasami trzeba odetchnąć. Jedna z angielskich autorek, której książkę, wcale rozumną, niedawno czytałem, gorąco zaleca takie rozstania, nazywając je higieną małżeńską.
Zamyślił się i dorzucił:
— Zresztą Monika nie będzie nudzić się w towarzystwie Janki i Dorotki, a myślę, że i ty znajdziesz trochę wolnego od zajęć gospodarskich czasu dla swojej dawnej i serdecznej przyjaciółki.
— Oczywiście — krótko odpowiedział Marek.
— Zachowała dla ciebie — ciągnął Justyn — wiele, bardzo wiele dobrych uczuć i tak często, wierzaj mi, zdarza się, że mówiąc ze mną o różnych ludziach, w porównaniu ich z tobą znajduje sprawdzian ich wartości.
— Jeżeli też mogę mieć do ciebie jakiś żal, to właśnie o to, Monika w tym porównaniu czerpie impuls do zbyt wysokich wymagań i wszyscy nasi znajomi, czy mężczyźni przelotnie poznani, do których pragnąłbym się zbliżyć, mają powód do uskarżania się na rezerwę, z jaką odnosi się do nich Monika.
Mówił z dużym wysiłkiem, dobierając słowa i nie wątpił, że Marek to dostrzega.
— Toteż… przyznam ci się, Marku, że zależało mi na tym, by… że tak powiem, odetchnęła w twoim towarzystwie. Jeżeli zaś… sprawi ci to, przyjacielu, jakieś zmartwienie, nie sądź mnie zbyt surowo i, jak już tyle razy, znieś i to dla mnie.
Marek chciał coś powiedzieć, lecz Justyn zatrzymał go:
— Pozwól, że dokończę! Widzisz, nie ośmieliłbym się nigdy do wnoszenia w twoje życie jakichkolwiek momentów zakłócających twój codzienny i uregulowany tryb egzystencji. Upoważnia mnie tylko jedno: mianowicie pewność, najgłębsza, że i ja byłbym dla ciebie zdolny do wszelkich poświęceń, do wszelakich wyrzeczeń się, do każdej ofiary. Do każdej, Marku!