Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O świcie zdawało się, że pozycje już są zdobyte. Krasnoarmiejcy hurmem z nieludzkim wyciem biegli na okopy. Dziesiątkowani ogniem karabinów maszynowych i ręcznych dopadli jednak okopów. Przez kilka minut trwała zawzięta walka na bagnety i gdyby bolszewickie dowództwo w porę nadesłało pomoc, okop byłby niechybnie zdobyty. Na szczęście pomoc wyruszyła za późno. Zdążyła tylko ocalić cofające się niedobitki przed wyrżnięciem w pień.
Pomimo to bitwa nie ustała i dopiero upał w południe przerwał walkę
W dwie godziny później lej zaroił się od żołnierzy. Na zmianę przysłano czternastu ludzi i jeszcez dwa karabiny maszynowe.
— Patrz no, Justyn — powiedział głośno Domaszewicz — cośmy warci. Nas odwołują, to muszą na nasze miejsce czternastu przysłać.
Mówił to oczywiście żartem, ale dowódca pułku naprawdę ich pracę ocenił: nazajutrz rozkaz dzienny przyniósł Domaszewiczowi awans na plutonowego, Kielskiemu zaś na starszego szeregowca, oraz zapowiedź przedstawienia obu do odznaczenia Krzyżem Walecznych.

ROZDZIAŁ II

Przyjaźń Marka i Justyna, zrodzona w onych dniach, wytrzymała próbę czasu. Przeżyli razem całą Kalwarię odwrotu, piekło rozpaczliwych walk o stolicę, pogrom najeźdźcy, morderczy pościg i wreszcie tryumfalne „Te Deum“ zwycięstwa. Poznawali siebie w śmiertelnym znużeniu i ciszy odpoczynku, w głodzie i w sytości, w entuzjazmie i w tragicznych chwilach zwątpień, w obliczu niechybnej zdawałoby się śmierci i w beztroskiej żołnierskiej zabawie. A im głębiej się poznawali, tym bliżsi stawali się sobie.
Nie było to zwykłe zżycie się, naskórkowe przyzwyczajenie, czy przywiązanie. Przyjaźń ich zawierając i te zewnętrzne czynniki, miała w sobie coś z duchowego zrastania się, z wzajemnego przenikania, z osmozy nie tylko umysłowej lecz i uczuciowej.