Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Że i tym razem karygodnie przesadzasz.
— W czym?
— Chociażby w ocenie moich uczuć. Mówisz o moim bólu, o tragedii. Za duże słowa i nieproporcjonalnie wielka miara. Czuję się wręcz zakłopotany, ale doprawdy nie wiem, co z nią począć. Doprawdy nie wiem… Widzisz. Dla oceny czyichś uczuć są słowa, są określenia różnych stopni, rzeczy używane nagminnie. Ale jeden mężczyzna, czując coś do jakiejś niewiasty, może wybrać dowolną nazwę. Identyczne uczucie jeden nazwie pociągiem, drugi sympatią, trzeci, namiętnością, jeszcze inny miłością. I nie ma sposobu sprawdzenia słuszności, czy trafności określenia w danym wypadku. Tak samo jest i ze mną. Uczucia, które żywiłem do Moniki nazywałem miłością, ale teraz, kiedy widzę, kiedy nie bez dziwienia obserwuję natężenie uczuć twoich i Moniki, muszę przyznać, że przeholowałem. Oczywiście Monika podoba mi się bardziej, niż inna, oczywiście czuję do niej pociąg i fizyczny i niefizyczny, oczywiście pragnąłbym ją mieć za żonę, ale w razie niemożności realizacji tych pragnień, swoich zawiedzionych nadziei nie będę mógł nazwać aż rozpaczą, swego smutku, oczywiście przejściowego, tragedią, a zmartwienia — bólem. Muszę wobec ciebie być uczciwym i z całą otwartością pokazać ci tę niewspółmierność w kryteriach, którymi kwalifikujesz nasze wzajemnie położenie.
— Marku! — chwycił go kurczowo za ramię Justyn. — Czy mówisz to serio?
— A ty myślisz, że żartuję?…
— Marku! Tu chodzi o coś ważniejszego, niż życie! Powiedz, czy mówisz szczerze?
Głos Justyna drżał, na policzki wystąpiły mu wypieki. Z badawczą chciwością wpatrywał się Markowi w oczy. Jakże bardzo chciał mu uwierzyć i jak bał się, że w spojrzeniu przyjaciela odkryć może kłamstwo. A przecie wiedział, czuł to każdym nerwem, że Marek kłamie, że wyrzeka się Moniki i pomniejsza swoją miłość jedynie po to, by Justyn mógł od niego przyjąć tak wielki dar.
Domaszewicz jednak nie odwrócił oczu. Patrzył spokojnie, beznamiętnie, a w kąciku ust miał nawet ten swój tak częsty półuśmiech pobłażliwości.