Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tepianu, ciemnobrązowe pantofelki Moniki, szklankę z niedopitą herbatą, ziarenka cukru rozsypane na oksydowanej tacy…
— To już koniec — powtórzył, usiłując powrócić do świadomości, lecz głucho w nim było i żadna myśl nie odezwała się, żaden nerw nie drgnął.
— Marku, Marku, jaka ja jestem szczęśliwa — wołała Monika, tuląc się doń i czepiając się drżącymi rękami jego rąk — jaka ja jestem szczęśliwa, jaka szczęśliwa.
Oszołomiona własnym szczęściem nie widziała, nie rozumiała, co się z nim, co się w nim dzieje. Jeżeli coś w jego zachowaniu się dostrzegła niezwykłego, co mogło ją dziwić, to tylko to, że wraz z nią nie cieszył się jej szczęściem.
Zdawała się też nie rozumieć, iż przecie wszystko leży w jego ręku, że cała jej przyszłość i przyszłość Justyna uzależniona jest od jego decyzji.
— Czyż ona sobie nie zdaje sprawy — z goryczą myślał Marek — że Justyn nigdy nie zbliży się do niej bez mojej zgody, że nie powróci inaczej, jak tylko na moje wyraźne i stanowcze żądanie. Czyż jest taką egoistką, że nie zadowoli się moją rezygnacją i zechce wymagać ode mnie, bym do reszty zaparł się siebie, bym na gruzach własnego szczęścia budował szczęście dla nich? Czy sądzi, że jakikolwiek człowiek zdolny jest do tak wielkiej ofiary?…
I w imię czego?… Przyjaźń i miłość?… Ależ miłość została odtrącona, zlekceważona, wyrzucona jak niepotrzebny i bezwartościowy podarek… A przyjaźń do Justyna… Co z niej zostało, co mogło z niej zostać?…
I w imię czego?… Przyjaźń i miłość?… Ależ miłość została odtrącona, zlekceważona, wyrzucona jak niepotrzebny i bezwartościowy podarek… A przyjaźń do Justyna… Co z niej zostało, co mogło z niej zostać?…

— Nic, zupełnie nic — upewnił siebie.
Wrócili państwo Korniewiccy. W przedpokoju zrobił się ruch. Monika radosna i roześmiana wybiegła na ich spotkanie. Zaskoczeni jej zachowaniem się, staruszkowie spoglądali z niedowierzaniem raz po raz na swoją wnuczkę i na Marka, gubiąc się w domysłach, lecz z dyskrecji nie chcąc o nic pytać.
Marek zaczął wymawiać się pilnymi interesami i chciał