Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W głosie jej zabrzmiała jakaś posępna ironia, lecz przez moment tylko, bo już po chwili dodała ciepło:
— A i jabym nie została, gdyby nie córka ich, gdyby nie Monika…
W milczeniu układały się w ciasnej izdebce do snu, ale obie długo zasnąć nie mogły, obie, bo panna Agata jeszcze w parę godzin później, już kiedy świt zaczął szarzeć na dworze, słyszała coś jakby ciche łkanie, stłumione, niewyraźne, tak zatajone, że było by nawet brutalnością zdać sobie sprawę, iż się je słyszało.
Gdy przyzwyczajona do wczesnego wstawania obudziła się panna Agata w chwilę po wschodzie słońca, Janki nie było już w izbie. Janka wstała wcześniej i wyszła. Spieszno jej było, gdyż chciała zobaczyć brata i rozmówić się z nim, zanim spotka się on z panną Agatą. Dlatego wyszła na drogę, wiedząc, że niezbyt daleko od Zapola spotka Marka, który na noc, by koni nie męczyć dziennym upałem, na pewno wyruszył z miasta.
Nie omyliła się też. O niespełna kilometr od mostu zobaczyła znajomą bryczkę. Po krótkich powitaniach Marek posłał parobka z końmi naprzód, a sam pieszo wracał z Janką. Zbyt dobrze ją znał, by nie poznać od razu, że umyślnie wyszła na jego spotkanie, że musiało zajść coś ważnego, co należy zaraz omówić, jeszcze przed jego przybyciem do Zapola.
Janka ze zwykłą prostotą powiedziała od razu:
— Przyjechała panna Agata, ciotka Moniki.
Marek zrobił ruch, jakby chciał zatrzymać się:
— Czy się co stało? — zapytał spokojnie.
— Nie, nic w każdym razie nagłego. Przyjechała, by się z tobą rozmówić…
— Czy… czy z polecenia… czy na prośbę Moniki?…
— Nie, z własnej inicjatywy. Ona, widzisz, jest gotowa dla Moniki do wszelkich poświęceń. A Monika… a stan Moniki napełnia ją największymi obawami. Powiedziała mi wyraźnie, że przewiduje rzeczy… najgorsze.
— Dlaczego przewiduje?
— Monika zmieniła się do niepoznania. Bliska jest choroby, czy też jakiegoś szaleńczego kroku. Widzisz, Marku, przebacz,