Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiesz, wrócili i oni. Spotkałem tę małą. Powiadam ci, wygląda jak z krzyża zdjęta. Co to za wieś, pytam, z której wywozi się zieloną cerę, nerwy i same gnaty!…
Justyn pochylił głowę, by ukryć rumieniec.
— Rzeczywiście tak źle wygląda panna Korniewicka?
— Mówię ci. Jak po ciężkiej chorobie.
— I wczoraj przyjechali?…
Adwokat zrobił zlekka zdziwioną minę.
— To ty już nie utrzymujesz z nimi tak bliskich stosunków jak dawniej?
Justyn wzruszył ramionami:
— Ależ owszem. Tylko w ostatnich czasach jestem tak zajęty…
— A właśnie. Przepracowujesz się…
I mecenas wrócił do swoich perswazyj. Justyn miał wielką ochotę zadać mu jeszcze wiele pytań dotyczących Moniki, lecz musiał z tego zrezygnować w obawie dostarczenia domyślności starego adwokata materiału do podejrzeń.
Pożegnał go zapewnieniem, że podczas wakacyj pomyśli o swoim zdrowiu i poszedł do domu.
W przedpokoju służąca przywitała go słowami:
— Czeka tu już od godziny na pana jakaś pani.
Justyn zbladł śmiertelnie i odruchowo cofnął się do wyjścia:
— Jaka pani? — zapytał szeptem. Był przekonany, że stało się to, czego obawiał się najbardziej, że przyszła Monika.
Służąca rozłożyła ręce:
— Nigdy jej w życiu nie widziałam. Niemłoda już, a tak się pchała, że nie mogłam jej wyprosić. Mówię, że pan może wrócić dopiero wieczorem, to ona powiada, że będzie czekać choćby i do rana. Co miałam zrobić?
Odetchnął z ulgą. Kiwnął głową i wszedł do salonu. Na kanapie z książką w ręku siedziała panna Agata.
— No, jest pan — zawołała.
— Miło mi panią powitać… — zaczął zmieszany lecz przerwała mu bezceremonialnie:
— Miło czy nie miło, mniejsza o to. Jeżeli jednak interesuje to pana, to przyznam się, że mnie wcale nie jest miło rzucać nagle gospodarstwo, interesy i przyjeżdżać do tego śmier-