Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łunkami, których ona — nie odtrąca. „Irena!... Irena!...“ powtarza nieprzytomny z bólu. Kurtyna spada.
Akt III. Jesteśmy znowu w Łuży. Wiko wrócił z wojny kaleką, bez ręki, bez nogi. Przekleństwo matki spełniło się. Wrócił oczyszczony moralnie, wybielony (wedle słów Pisma) ponad śnieg (supra niven dealbabor) cierpieniem. Jest chory, wynędzniały, ale silny duchem. Matka, do szczętu osiwiała, z krzykiem pada mu w ramiona. Ale u wrót czyha już tragiczne fatum: stara Rudomska, spiesząc do domu, ledwie wyrwała się z rąk rozjuszonego chłopstwa, a wojska bolszewickie są tuż pod domem. „Skończyło się wasze jaśniepaństwo!“ wykrzykuje nienawistnie i hardo odwieczny sługa-przyjaciel, Joachim. Syn-kaleka, stara kobieta i młoda dziewczyna gotują się do beznadziejnej obrony. Ale Wiko, przeobrażając się moralnie, przeobraził się i — socyalnie; stracił wiarę w swoje prawo. „Aby wytrącić tym ludziom z rąk ich zasadę, musimy się wznieść ponad nich: dobrowolnie oto wyrzeczmy się prawa do ziemi“. (Co prawda, chłopi się w tej chwili o pozwolenie nie bardzo pytają.) Stara Rudomska wybucha: „On oszalał... on nie chce być panem!...“ Nie! raczej bronić się do upadłego, raczej zginąć niż abdykować. Jakoż, bolszewicy otaczają dwór, Rudomska prowokuje ich („Nienawidzę waszej chamskiej rewolucyi, waszego proletaryaru i rządu żydów“, co wywołało na widowni oklaski i — kontrdemonstracyę z innej strony), kładzie trupem ich herszta, poczem sama, wraz z wszystkimi mieszkańcami dworu, opłaca to śmiercią. Kalekę otacza rozjuszony tłum: możemy mniemać iż przekleństwo matki spełni się do końca.