Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/511

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyrzec słowa; głowę kłoni,
I już myśli tylko o niéj.
Ona w namiot go wprowadza,
Obok siebie za stół sadza,
I z uśmiechem spocząć wabi
Na łabędzi puch jedwabi. —
Dadom nie już o żałobie,
Lecz zapomniał sam o sobie;
I dzień za dniem, tydzień równo,
Przeucztował z Sułtanówną.

Ale pora wracać doma!
Wojsko woła na Dadoma.
Więc w kolasce, przy Dziewicy,
Wraca z wojskiem do stolicy.
W kraju już się rozgłosiło,
Co było i co nie było.
Więc kto żyje, co tchu stanie,
Wybiegł z miasta na spotkanie,
I tłum cały biegł ulicą,
Za Dadomem i Dziewicą.
Sułtan z okiem pełném łaski,
Kłania, wita lud z kolaski.
Aż przed zamkiem, w szacie białéj,
Sam jak łabędź osiwiały,
Mędrzec Eunuch stoi w progu.
„A! jak się masz, Astrologu!
„Cóż to się tak nam przyglądasz?
„Zbliż się, powiédz, czego żądasz? —